sobota, 24 października 2015

Rozdział 7 Look after Baille



Niall Pov's


- Niall, Niall - uszłyszałem nad swoim uchem wczesnym rankiem. Za oknem było jeszcze ciemno. Moje zaspane oczy, musiałem przez chwilę przezwyczaić do mocnego światła i już po chwili ujrzałem małe zgrabne ciało, wychudz. ej szesnastolatki.
- Bailee coś się stało? -zapytałem, a dziewczyna wlepiła swój wzrok w ślepy zaułek.
Byłem zaskoczony jej widokiem tutaj. Nie powinna w ogóle wstawać z łóżka,jest bardzo słaba. Widziałem to w jej błądzącym wzroku. Ponad to cała się trzęsła. Instynktownie zrzuciłem z siebie ciepłą kołdrę i opatuliłem jej drobne ciało. Jak matka dbająca o zdrowie dziecko, tak ja sprawdziłem czy nastolatka nie miała gorączki.
Przyłożyłem dłoń do jej bladej twarzy i poczułem falę gorąca, która przeszła po moim ciele. Bailee była cała rozpalona.
- Masz gorączkę - stwierdziłem. - Powinnaś już się położyć. Choć pomogę ci. - Opatuliłem ją w pasie, jednak dziewczyna nawet nie chciała wstać. Była przygnębiona.
- Bailee co się dzieje? - Usiadłem obok dziewczyny, która lekko zakasłała. Mimo, że to ukrywała, widziałem, że ma zaszklone oczy. Lekko potrząsnęła głową i spuściła wpatrując się w ukurzoną terakotę. Jej lekko rudawe włosy opadły w dół, a wychudzonymi rękami oplotła się w pasie. Czułem pod powierzchnią kołdry, stykającą się ze mną falą ciepła.
- Hej, dziewczyno. Powiesz, mi co się dzieje - zacząłem z myślą, że uda mi się ją otworzyć. Jak na razie była uparta jak osioł. - Daj sobie pomóc. Obiecuję, że ci ulży. - Gdy wypowiadałem ostatnie zdanie, napotkałem na sobie jej niebieskie tęczówki niczym morskie fale. Idealnie wpasowywały się w moje jak brakujący puzzel. Mógłbym wpatrywać się w to piękno, godzinami, jednak teraz nie to było moim celem.
- To jak? - zapytałem.
Wtedy pierwszy raz od dawna, ujrzałem jej nieśmiały uśmiech. Udało mi się.
- Ja... - zająkała się, a ja wpatrywałem się w nią jak w obrazek, czekając na to co ma mi do powiedzenia.
- Po prostu bałam się być tam sama. Przepraszam, że cię obudziłam, Pójdę już. - Zrzuciła z siebie kołdrę, lecz nie pozwoliłem jej, żeby wstawała.
- Połóż się, Bailee. - Ponownie dotknąłem jej czoła.
- Zaraz przyjdę, dobrze? - Przytaknęła, a ja zarzuciłem ciepłe pierze na jej drobne ciało. Przymknąłem delikatnie drzwi i po drewnianych schodkach, zszedłem do kuchni, gdzie pani Giblert trzymała lekarstwa.
Otworzyłem delikatnie domową apteczkę, w momencie gdy pani Gilbert przekroczyła próg kuchni.
- Co się dzieje, Niall? - zapytała zaspanym głosem, głośno ziewając. Lekko się zląkłem i spojrzałem na zmęczoną staruszkę.
- Coś z Bailee?
- T... Nie, po prostu źle się poczułem. Niech pani się nie martwi. Prosze iść się położyć. - Znalazłem potrzebne leki i spojrzałem jak siedemdziesięciopięciolatka znika za futryną kuchni. Może źle postąpiłem kłamiąc, jednak lepiej, żeby się nie martwiła na zaś.
Pochowałem wszystkie leki i wróciłem szybkim tempem do dziewczyny. Z misją,zamknąłem delikatnie drzwi i obróciłem się na pipoecie, w stronę dziewczyny.
- Bai... - Zauważyłem śpiącą nastolatkę.

Wyglądała jak mały aniołek. To straszne, że taka młoda dziewczynka, musiała tyle przejść w ciągu tych kilku dni.
Usmiechnąłem się do śpiącej postaci. Sam byłem zmęczony.
Złapałem za ciepły koc i złożyłem go w kosteczkę. Ułożyłem się na podłodze i podłożyłem go sobie pod głowę a zimową kurtką, opatuliłem swoje ciało. To nie ważne, że spałem na podłodze, ważne, że Bailee czuła się bezpieczna.
Przekręciłem się na drugi bok, w momencie, gdy mój wyświetlacz zaczął mogąc. Niechętnie złapałem za urządzanie i wyświetliła mi się ikonka roześmianej Steffy.
— Młoda to ty jeszcze nie Spisz? — zapytałem, odbierając połączenie, słysząc rozbawiony głos blondynki.
— Nie, nie mogę spać. Liam jest w pracy i nie mam co robić. Możesz wejść teraz na skype?
— Teraz?
— Mhm... Proszę, Ni. Stęskniłam się.
— Postaram się coś wykombinować.
Rozłączyłem połączenie i ostrożnie wyjąłem laptopa spod łóżka, uważając, żeby nie obudzić Bailee. Założyłem ciepły sweter i schowałem się w wolnym pomieszczeniu, nieopodal mojego pokoju, żeby w razie czego nadzorować Bailee.
Zalogowałem się na konto silence_boy i wybrałem połączenie do Steffy. Odebrała niemal natychmiast.
Dziewczyna znacznie się zmieniła. Jej twarz promieniała ze szczęścia, włosy lekko podcięła do ramion, a twarz jakby wymłodniała.
— Cześć, Niall. — Pomachała do kamery, a ja odwzajemniłem jej uśmiech. Promieniała szczęściem, aż miło było patrzeć, jak wyjazd poukładał jej życie na nowo.
— Opowiadaj Steffy, co tam u ciebie. Liam nadal układa swoją bieliznę?
Dziewczyna cicho zachichotała, co było dla mnie pozytywną odpowiedzią. Sam się zmusiłem do śmiechu, jednak ciągle byłem myślami u siebie w pokoju.
— Jest naprawdę super, już dawno nie było mi tak dobrze, Niall. Jesteś aniołem.
Cicho westchnęła i zaczęła mi się przyglądać.
— A co u ciebie? Wyglądasz niemrawo.
— Problemy, za problemami. Norma.
Próbowałem wymusić u siebie uśmiech, jednak i to się nie udało. W myślach przypomniałem sobie siebie kilka lat wcześniej. Takiego niewinnego. Stykającego się z ręką ojca. Jego tłumaczenie, że tak robią właśnie ojcowie. Próbowałem się, nie rozkleić. Próbowałem udawać, że jest dobrze, ale widząc Bailee, widzę siebie.
— Luke się odzywał. — Steffa wyrwała mnie z moich rozmyśleń. Przysiadłem bliżej ekranu i czekałem na dalsze wieści.
— Mówił, że już niedługo wróci. Jeszcze miesiąc i powinniśmy go znowu zobaczyć.
— Dziękuję, że mi to mówisz. Pójdę już. Jestem zmęczony.
— Dobrze, Niall. Trzymaj się.
— Ty też Steffi. Papa
Pomachałem jej do ekranu i rozłączyłem rozmowę. Zamknąłem klapę od laptopa i oparłem się o ścianę, podkulając nogi. Dlaczego to akurat teraz musi wracać? Kiedy muszę być silny?
Zdenerwowany wróciłem do pokoju i powróciłem do nieudanej próby snu.

***

Gdy wybiła na zegarku 7, wstałem zrobić zakupu na dziś dzień. Staruszka już ganiała w kuchni, więc nie zaskoczeniem było dla mnie, że śniadanie już dawno na mnie czekało. Jestem na ogół rannym markiem, jednakże, gdy wracam późno z pracy, potrafię spać do południa.
— Dzień dobry, Niall.
— Dzień dobry.
Posłałem jej uśmiech i złapałem za siatkę, która już na mnie czekała.
— Pójdę teraz po zakupy, dopóki Bailee jeszcze nie wstała.
— Tylko nie zapomnij o kapuście. Jest mi potrzebna do gołąbków.
— Postaram się nie zapomnieć. — Posłałem jej cwaniacki uśmieszek i na szybko zawiązując sznurówki, wyszedłem z domu, kierując się w stronę najbliższego marketu. Poranek dawał ostro w kość. Temperatura spadła do niskich wartości, a mocny wiatr, powiewał młodych ludzi, którzy ledwo stawiali mu upór.
Wtargnąłem do sklepu i na szybkiego zebrałem wszystkiego składniki. Przy kasie obsłużyła mnie dość natrętna ekspedientka, która z trudem dotrwała do ostatniej zakupionej rzeczy dla pani Gilbert. Zadowolony z pełnym ekwipunkiem wyszedłem ze sklepu, dokładnie sprawdzając paragon, czy na pewno niczego nie zapomniałem. Przystanąłem przy wyjściu i zostawiłem na chwilę reklamówki na skrzynce pocztowej, wczytując się w treść składników.
— Ty jesteś Niall? — usłyszałem nagle cieniutki głosik chłopczyka. Wyjrzałam zza świstka papieru i ujrzałem mała drobną sylwetkę, ubranego na cebulkę ośmiolatka.
— Tak, coś się stało? — zapytałem zdezorientowany. Przez chwilę zastanawiałem się czy skądś go może nie znam, jednak nic sensownego nie przychodziło mi na myśl.
— To dla ciebie. — Wręczył mi kopertę z listem i nie czekając dłużej, uciekł.
Zaskoczony, otworzyłem kopertę, w której znalazłem małą karteczkę o ubogiej treści. Wzruszyłem ramionami.
Grunt, że nie bomba — pomyślałem i wczytałem się w treść wiadomości.
"Zaopiekuj się Bailee, proszę"

Hej, co tam u was? Mnie strasznie wymęczyli w tym tygodniu, codziennie było coś. Masakra na serio. Tak liceum to nie to co gimnazjum. :'/
Rozdział pisałam dokładnie wczoraj, początkowo pisałam inaczej z miesiąc temu, ale suma sumarum wyszło takie coś, sami to oceńcie.
Jak myślicie kto napisał list do Niall'a?
Piszcie w komentarzach, ktore licznie zmalaly :(.
No nic. Do nastepnego. Pewnie za tydzien, bo wolne 3 dni, więc na lajcie.
Do zobaczyska.
Trzymajcie się.
Udanego weekendu ( Ja mam dziś wieczór babski. :))Lecę pisać o J. Piłsudskim.
Enjoy. :*

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 6 Don't touch me


Niall Pov’s

Po przyjeździe lekarzy, roztrzęsiony wybiegłem z pensjonatu. Uklęknąłem przy altance przed domem i miałem zamiar wykląć cały świat. Czułem się winny, bo gdybym cały czas przy niej czuwał nic takiego by się nie wydarzyło.  Jestem cholernym idiotą. Doskonale wiem jak się czuje, a mimo to nie zareagowałem. 
Uderzyłem pięścią w słup i wypuściłem z pod powiek masę pojedynczych łez. 
- Bailee, żyj - wyszeptałem, unosząc głowę w stronę nieba, w momencie gdy półokrągły księżyc błysnął mi po twarzy. - Proszę. - Wytarłem skrawkiem rękawa spływające łzy. Nie miałem odwagi, by wrócić do pensjonatu. Doskonale słyszałem dźwięk brzęczących syren, krzyki pani Gilbert i czyjś płacz. Bailee. Może się wybudziła. Może moje prośby zostały wysłuchane. Musiałem się teraz odstresować. 
Wyszedłem poza ogrodzenie i w ciszy pokonywałem kolejne metry w stronę uwielbianego pabu. Dzisiaj był mi naprawdę obojętny. Wszystkie moje myśli skupiały się wokół jednej dziewczyny. Można powiedzieć, że jeszcze dziecka. Widzę w niej siebie, z przed kilku lat. Taka bezbronna i skrzywdzona, cicha i zamknięta w sobie, myśląca że nic już jej nie pomoże. Idealny rysopis mnie. Już nie, bo znalazłem osobę, która pomogła mi się wydostać z dołka. Kogoś kto mnie pokochał, mimo tych wszystkich wad. Tą osobą była pani Gilbert. Bailee potrzebuję kogoś takiego samego jak ona, lecz staruszka nie ma już tyle siły co przedtem. Kolejny raz tego nie zniesie. Czuję, że to mogło by ją zabić. 
Nim się obejrzałem stałem już przed drewnianym budynkiem z wielkim podświetlonym logo. Zdjąłem kaptur z głowy i gdy wchodziłem do klubu, wytarłem spływające łzy. Przynajmniej chciałem spróbować być silny. 
Przechodząc na zaplecze spotkałem się ze złowrogim wzrokiem szefa. Doskonale wiedziałem, że się spóźniłem. Przez chwilę myślałem, że mnie zwolni, jednak ten przeszedł obok mnie obojętnie, zajmując się układaniem naczyń, co wcześniej należało do obowiązków Steffy. 
- Bierz się do roboty, młody. - Ashton poklepał mnie po ramieniu, a ja posłałem smutny uśmiech na widok przyjaciela. Nie widziałem go od kilku miesięcy, ze względu na to, że musiał odsiedzieć swój wyrok w więzieniu, za obrabowanie po pijanemu sklepu ojca. Szef mi wybaczył. Kochał go. 
- Miło cię widzieć, Ash. 
- Mi ciebie też, Niall. Wpadłem tylko na chwilę. Musimy się kiedyś spotkać. Zadzwonię do ciebie niedługo - mówił w locie i zniknął za chwilę za tylnym wyjściem. 
Zrezygnowany, przebrałem się w czarny strój do pracy i udałem się do barku, przy którym siedziało kilka pijanych już mężczyzn.
— Poproszę whisky — usłyszałem z ust wąsatego starszego mężczyzny, który mówiąc rozpuścił swoją kitkę. 
Patrzyłem się na niego jakbym zobaczył ducha. Byłem rozkojarzony. Czułem to. Nie mogłem skupić się na swojej pracy, nie myślałem. Wszystko we mnie buzowało. Nie rozumiałem kompletnie swojego zachowania. Z bólem oddałem zamówienie, czując na sobie po chwili wzrok wściekłego mężczyzny.
— Kurwa, prosiłem o whisky, a nie to, czymkolwiek to jest. — Mężczyzna nie umiał pohamować złości, a ja czułem jak się rozpływam. Rzuciłem wszystko i wybiegłem, chowając się na zapleczu. Schowałem twarz w dłoniach i uroniłem kolejne dzisiaj łzy. Wszystko mnie przerosło. Próbowałem się uspokoić, ale i to mi nie wychodziło. Nadal czułem, że to wszystko to moja wina.
Słyszałem, że ktoś idzie w moim kierunku i siada obok mnie, przysuwając bliżej krzesło.
— Widziałem co się przed chwilą wydarzyło. Co się z tobą dzieje, Niall? Nigdy nie było z tobą problemów. — Spojrzałem na szefa. Próbowałem przed nim ukryć swoją słabość. Nienawidził mięczaków, a ja własnie nim byłem.Udając poprawę wstałem na równe nogi i przeszedłem kilka kroków w stronę baru.
— Po prostu mam gorszy dzień. Przepraszam, już wracam do pracy — powiedziałem, lecz mężczyzna zatrzymał mnie cichym chrząknięciem. Dopiero teraz zauważyłem jego trzydniowy zarost i łysinę na przodzie czoła.
Stanąłem w miejscu, a mężczyzna podszedł do mnie i zabrał biały fartuch.
— Zrób sobie tydzień wolnego, Niall.
— Nie, naprawdę poradzę sobie. — Zaprzeczyłem jego słowom.
— Niall, Przecież cię nie zwalniam. Zasługujesz na ten urlop. Na pewno ci się przyda. — Poklepał mnie po plecach i skierował się w stronę przebieralni.
— Dziękuję — krzyknąłem ze łzami w oczach, a mężczyzna przebrał się za mnie w strój i skierował się do pracy.
***
Pierwszy dzień grudnia postanowił się w pełni okazać i zrzucił z góry mnóstwo płatków śniegu. Zarzuciłem na siebie kaptur. Już po chwili byłem umorusany w białym kolorze.
Główny plac były kolorowymi lampkami, a dookoła widniały już pierwsze choinki. Ze smutnym uśmiechem, przeszedłem przez kolorowy dziedziniec i cicho pociągnąłem nosem.
Uwielbiałem czas świąt. Jednak wiedziałem, że nie będą tak wesołe jak co roku. Przyspieszyłem kroku, bo wiedziałem, że tak czeka na mnie pani Gilbert z dobrymi lub złymi wieściami. Nadal miałem nadzieję i nie postanowiłem jej tracić. Wróciłem do rzeczywistości, kiedy przed oczami mignęło mi jasne światło odblaskowe/
Zauważyłem, że średniego wzrostu postać biegnie w moim kierunku, kurczowo chowając coś pod swoją pierzyną. Ukryłem się natychmiast za drzewem i gdy nadarzyła się okazja, zatrzymałem go silnymi ramionami. Młody wyrywał się, lecz na marne. Patrzył na mnie przerażony. Był cały blady. Widziałem, że było mu wstyd, lecz było już za późno.
Tuż za nim przy biegła w średnim wieku kobieta, która w pogoni za chłopakiem, zapomniała założyć ciepłych ubrań. Oplotła się ramionami i stanęła przy chłopaku, który momentalnie schował się za moimi plecami.
— Dobrze, że pan złapał tego gnoja. Dzisiejsza młodzież myśli, że im wszystko wolno. — Spojrzałem na młodzieńca i wymieniłem z nim przelotne spojrzenie.
— Co zrobił mój brat?
— Pan się jeszcze pyta. Gówniarz, próbował mnie okraść. Co on sobie myślał. Obaj jesteście siebie warci. Przez niego będę musiała wymieniać zamek — powiedziała zdenerwowana.
— Ile to będzie kosztować? — zapytałem w obronie chłopaka.
— 100 dolarów — powiedziała.
Zdesperowany wyjąłem z portfela banknot i podałem kobiecie , która lekko uspokojona odeszła z powrotem w stronę niewielkiego sklepiku za rogiem. Gdy była dość daleko, złapałem chłopaka za rękaw i zauważyłem, jak momentalnie wypadają mu różnego rodzaju świństwa, od  papierosów po alkohol.Pokręciłem z niedowierzaniem głową i usiadłem na schodach, przed czyimś domem.
— Po co ci to? — zapytałem z ciekawości.
— Po prostu... nie ważne. — usprawiedliwiał się.
— Nie bierz tego. — Pomachałem mu paczką Westów przed nosem. — Nie polecam. Znam osoby, których przez to już tutaj nie ma.
Pokiwał smutno głową. Czułem, że jest coś z nim nie tak. Nie chciałem go o nic więcej dopytywać. Nie chciałem, żeby się do mnie zraził. Byłem człowiekiem, który lubił pomagać, a w taki sposób go tylko odstraszę.
— Jak masz na imię? — zapytałem, spoglądając w stronę strapionego chłopaka. Jego naprawdę coś gryzło. Wyglądał jakby się czegoś bał.
— Niall — podałem mu rękę.
— F... — zawahał się na chwilę. — Finnick — powiedział lekko nią potrząsając.
Uśmiechnąłem się w stronę chłopaka, bo zauważyłem, że trochę się uspokoił. Byłem na siebie zły, gdy poczułem wibracje w telefonie.
— Poczekaj chwilę młody.  Słucham pani Gilbert? — zapytałem z nadzieją, czekając na wieści o szesnastolatce.
— Co z Bailee? — zapytałem, gdy długo mi nie odpowiadała. Słyszałem, że chłopak coś do siebie szepcze, jednak byłem za bardzo skupiony na rozmowie ze staruszką.
— Wybudziła się. Są z nią lekarze, bo nie chciała jechać do szpitala. Niall proszę cię przyjedź jak najszybciej. Z nikim nie chce rozmawiać. Może tobie się uda.
— Dobrze zaraz będę.
Rozłączyłem rozmowę i mój wzrok powędrował od razu w stronę miejsca, gdzie przed chwilą siedział jeszcze Finnick, jednak teraz ślad po nim zaginął. Zniknął razem ze wszytskimi skradzionymi świństwami. Czuję, że to co zrobił ma drugie dno. Nie wygląda na złego chłopca, tylko może się zagubił.
Rozejrzałem się dookoła w nadziei, że chłopak gdzieś jeszcze tu jest, jednak na marne.
Zdesperowany zawróciłem do pensjonatu. Czeka mnie długa nieprzespana noc. Może w końcu dowiem się co tak naprawdę się stało z dziewczyną. Kto ją tak bardzo skrzywdził.
Wszedłem do domu, delikatnie zamykając drzwi, żeby nikogo nie obudzić, jednak budynek był jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Pani Gilbert pałętała się po pokoju, nerwowo popijając kawę, a drzwi do pokoju Baille były lekko uchylone. Na mój widok staruszka od razu się rozpromieniła. Odstawiła filiżankę na blat i wtuliła się w mój ciepły tors.
— Jak ona się czuje? — zapytałem zmartwiony dziewczyną.
— Jest słaba. Ona potrzebuje pomocy, Niall. Musimy jej pomóc. — Pani Gilbert głośno szlochając, mocniej wtuliła się w moją pierś.
— Niech pani pójdzie spać. Jest pani wykończona — poprosiłem, jednak kobieta od razu zaprzeczyła.
— Muszę sprawdzać czy wszystko u niej w porządku. Muszę pilnować, żeby nic jej się nie stało.
— Poradzę sobie. Pani Gilbeet, proszę iść się położyć.
— Dobrze. — Zrezygnowana stanęła przede mną ze spuszczoną głową.
— Jest jeszcze lekarz? — zapytałam, a siedemdziesięciopięciolatka pokręciła przecząco głową.
— Przed chwilą pojechał, Przyjedzie jutro z rana, sprawdzić co z nią.
— Okej. Proszę teraz iść spać.
Chwiejnym krokiem skierowała się długim korytarzem w stronę swojego pokoju. Pogasiłem za nią wszystkie światła w holu i zatrzymałem się przed pokojem szesnastolatki.
Całą noc czuwałem nad pokojem jej pokojem. Drugi raz nie mogłem pozwolić na to, żeby zdażyła się tragedia. Przez uchylone drzwi widziałem jej zabandażowane nadgarstki oraz że kroplówka już się powoli kończyła. Spała jak zabita, skulona w pół. Wyglądała jak aniołek.
Zdesperowany zawróciłem się do swojego pokoju, zostawiając otwarte drzwi, żeby móc nadal nad nią czuwać. Nie chciałem jej teraz budzić. Powinna złapać siły.
Głośno ziewnąłem. Wcześniej nie czułem jakiegokolwiek zmęczenia, jednak teraz góruje nade mną jak nic innego. W ubraniach padłem na dwuosobowe łoże i próbując zasnąć, przekręciłem się na drugi bok.
***
Około piątej usłyszałem głośne krzyki, które wyrwały mnie z mocnego snu. Zaspany natychmiast zerwałem się na równe nogi. Wiedziałem do którego pokoju najpierw powinienem zajrzeć. Wtargnąłem do pokoju. Widziałem jak dziewczyna rzuca się po całym łóżku, a pani Gilbert próbuje ją uspokoić. Była bardzo przerażona.
— Niech pani stąd wyjdzie, proszę —  powiedziałem, odprowadzając staruszkę wzorkiem i znalazłem się przy kruchej postaci.
Usiadłem na niej okrakiem, przytrzymując mocno jej dłonie.
— Bailee... Cii.... Nikogo tu nie ma. Jesteś bezpieczna. — Dziewczyna zaczęła się nadal wyrywać, jednak przestała się już rzucać. Widziałem, że powoli się uspokaja.
— Nie dotykaj mnie...  — krzyknęła, gdy powróciła jej świadomość. Błądziła błędnie wzrokiem i gdy napotkała moje tęczówki przestała się mi opierać.
Otworzyła szerzej powieki i ulotniła pierwsze łzy.
— Przepraszam... — wyszeptała, ledwo słyszalnym głosem.
Widziałem, że było jej wstyd za to co przed chwilą się wydarzyło.
— Nie masz za co przepraszać, aniołku. Nic się takiego nie stało. — Wstałem na równe nogi i zszedłem dziewczyny, stając przy jej tapczaniku.
—  Śpij dobrze, Bailee.
Skierowałem się w stronę wyjścia, lecz gdy usłyszałem jej słabiutki głosik, momentalnie znalazłem się znów przy niej.
— Zapalisz mi lampkę? — zapytała, przecierając załzawione oczy. Momentalnie zrobiły się czerwone. Mimo to spojrzałem w jej niebieskie, pełne obaw tęczówki. Były takie niewinne.
Pokiwałem głową i uchwyciłem włącznik i pstryknąłem nim delikatnie, podświęcając w pewnym stopniu pokój.
— Dziękuję, Ni...Niall — wydukała, gdy wyszedłem prawie przekroczyłem próg wyjścia. Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem z powrotem do snu i już do rana, nie miałem obaw co do tego, czy Bailee dzieje się krzywda.



Hej, witam w 6. Nowa osoba... "Finnick"... Może nie wydaje się na razie nikim ważnym, jednak będzie pewnym nawiązaniem do jakiejś sprawy i za jakiś czas dowiecie się kto to tak naprawdę jest.
Co do świątecznego obrazka, to wcale nie jest tak, że chce mi się już świąt, wcale nie. (Kiedy one będą, chce wolne, chce ten nastrój).
Rozdział miał pojawić sie tydzień temu wiem, ale liceum... jest ciężko. Naprawdę i piszę w miarę możliwości. Uwierzcie mi. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Dziękuję, że jesteście. Nie wiem, czy wyłapałam wszystkie błędy. Poprawiałam ten rozdział. Wyglądał trochę inaczej, ale może przypadnie wam do gustu.
Następny rozdział, nie wiem kiedy. 14 jest wolne, więc może uda mi się napisać 13.14. A jak nie to dopiero za 2 tygodnie, bo 19 mam spr. z historii i muszę się do niego dużo kuć, żeby dostać przynajmniej te 3. 
Do zobaczenia.

Znalazłam sotatnio fajnego bloga, nie ma za bardzo czytelników, więc jak wam przypadnie do gustu, to skomentujcie:
http://old-friendship-new-love.blogspot.com/

Ola




Theme by violette