niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 8 I'm dreaming about their...I'm scared.

 Zaczynam przestawiać się na wattpada, więc zapraszam was na mój profil, gdzie znajdziecie inne moje opowiadania. https://www.wattpad.com/user/Louiseej

Niall Pov's

Wiele myśli przechodziło mi przez głowę, w drodze powrotnej do pensjonatu. Poranny incydent, nie pozwolił o sobie zapomnieć, a ja traciłem zmysły, próbując skojarzyć fakty. Miałem pewne skojarzenia dotyczące osoby, która mogłaby to napisać, jednak po wielu dyskusjach z samym sobą, doszedłem do wniosku, że to niemożliwe. Finnick to jeszcze dziecko, a z drugiej strony dlaczego nie? Dziwnie się zachowywał i tak nagle uciekł.
Wszedłem do środka i witając się jedynie cichym "dzień dobry" z panią Gilbert, zniknąłem za drzwiami swojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu Bailee już w nim nie było.
Rzuciłem kurtkę na zaścielone łóżku i pobiegłem do sąsiedniego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu drzwi były zamknięte na klucz.
— Bailee? — pytam przestraszonym głosem. — Jesteś tam?
Nie słyszę żadnego odzewu. Szarpie za klamkę, jednak bez skutku.
— Bailee, słyszysz mnie. Wszystko w porządku? — Ponawiam pytanie, czując jak moja akcja serca przyspiesza.
— Do cholery. — Wale w drzwi, co nie uchodzi uwadze pani Gilbert, która zjawia
w korytarzy z przestraszona miną. W tym czasie czuję jak z moich oczu wylatuje kilka pojedynczych łez.
— Ma pani zapasowe klucze? — pytam z nadzieją w głosie, jednak doskonale znam odpowiedź.
Poruszona kobieta, dotyka mojego ramienia i puka do drzwi.
— Bailee, słońce — mówi głośnym tonem i wtedy słyszę jej cichy jęk, zastąpiony po chwili szlochaniem.
— Otwórz, proszę.
Nie slodziewam się, że dziewczyna zareaguje, jednak po chwili słyszę zgrzyt otwieranych drzwi.
Natychmiast wbiegam do środka i widzę, jak mała postać siedzi pod ścianą, skulona w kłębek, kurczowo trzymająca swoje dłonie, aby zataić przede mną swoje po czynienia.
— Coś ty zrobiła — mówię niemal krzycząc, przez co jej policki zalewa tona łez. Klękam przed nią. Stłuczone szkło, leży obok niej, całe zakrwawione, a jej biała koszulka, przybrała czerwonego koloru.
 Dotykam opuszkami palców, narzędzia i odkładam na biurko. Zrzucam z siebie koszulę i zdzieram na dwa kawałki.
— Pokaż — mówię delikatniejszym tonem, żeby się nie wystraszyła.
Niepewnym ruchem wyciąga w moją stronę oba nadgarstki, a ja w środku robię się cały gorący. Szybkim ruchem obwiązuję oba nadgarstki. Dziewczyna zaczyna się krzywicy i przez załzawione oczy, spogląda w moim kierunku ku.
— Przepraszam, Niall — mówi, jednak nie reaguje. Jestem na nią zły. Chcę jej pomóc, ale ona woli się zabić, niż pogadać.
Biorę ją na ręce i gdy nie protestuje, niosę do kuchni, gdzie pani Gilbert przygotowała opatrunki.
Usadzam ją na blacie i w ciszy obwiązuję obie ręce.
Staruszka z emocji poszła się położyć, tak że zostałem z Bailee sam na sam.
— Dlaczego to zrobiłaś? — pytam zdenerwowany jej zachowaniem.
— Ja... — mówi, chowając głowę w dłoniach. Instynktownie wtulam ją do swojego torsu i czuje jak jej łzy spływają po moim ciele.
— Widziałam ich. Śnili mi się i ja... To wszystko powracało... Czułam wszystko od nowa. Boję Niall, boję się, że po mnie wrócą.
Poruszony łapie jej twarz w obie dłonie i zmuszam, aby spojrzała tuż w moje tęczówki.
— Nie pozwolę cię skrzywdzić, Bailee. Znajdę ich, rozumiesz. Znajdę. Odpokutują za to co zrobili. Jak tylko sobie coś przypomnisz, powiedz mi. Zrobię to dla ciebie, tak.
Kiwa głową, a ja po raz pierwszy odczuwam tak silną żądzę zemsty. Bo tak cholernie przypomina mi mnie, jak byłem bezbronny. Jak to ja byłem w tej sytuacji co ona. Znajdę tych gnoi i zabije.
— Niall? — słyszę jej niewinny głos, który wybudza mnie z transu.
— Tak? — Spogląda w jej kierunku.
— Ktoś dzwonił do drzwi.
— Poczekaj tutaj, dobrze?
Kiwa głową, a ja kieruje się w stronę drzwi, do których ponownie ktoś dzwoni. Otwieram je i po drugiej stronie widzę młodego chłopaka, opasanego w stój policjanta.
— W czymś mogę pomóc? — pytam uprzejmym tonem, co nie uchodzi uwadze policjanta.
— Przyszedłem w sprawie Bailee Lorens.
Moja twarz blednieje, jednak próbuje zachować powagę i na poczekaniu wymyślam pierwsze lepsze kłamstwo.
— Bailee na razie śpi. Nie czuła się najlepiej. — Czekam na jego rekcje, w oczekiwaniu czy mi uwierzył.
— Rozumiem, więc gdyby się lepiej poczuła, proszę o kontakt.
— Dobrze, na pewno się odezwę, panie Tomlinsonie.
Żegnam się z mężczyzną i szczelnie zamykam za sobą drzwi.
— Kto to był? — pyta mnie cichutkim tonem.
— Nikt ważnym. Powinnaś odpocząć.
Zaopiekuje się tobą, Bailee. Obiecuje.

Nie podobał mi się tamten rozdział, więc spróbowałam swoich sił jeszcze raz i wyszło takie coś. Udało mi się w końcu wpleść tu ,gdzieś tą żądzę zemsty Białka, jakoś i w końcu pokazał trochę inną twarz. Nie miał ciekawej przeszłości. Było wszystko dobrze, ale wspomnienia chyba zaczynają do niego powracać?
Do następnego.

sobota, 5 grudnia 2015

Medicine-nowy blog


Serdecznie zapraszam na nowego bloga medicine-fanfiction.blogspot.com.
Wiem, że zaniedbuje tego bloga, jednak mam tyle nauki, że ledwo wyrabiam.
W nowym blogu postawiłam na wampiry. Na blogdu znajdziecie już prolog, jednak do obu opowiadań powrocie ok. 23 grudniania. To taki prezent ode mnie ten prolog z okazji Mikołajek.
Trzymajcie się, Ola.


sobota, 24 października 2015

Rozdział 7 Look after Baille



Niall Pov's


- Niall, Niall - uszłyszałem nad swoim uchem wczesnym rankiem. Za oknem było jeszcze ciemno. Moje zaspane oczy, musiałem przez chwilę przezwyczaić do mocnego światła i już po chwili ujrzałem małe zgrabne ciało, wychudz. ej szesnastolatki.
- Bailee coś się stało? -zapytałem, a dziewczyna wlepiła swój wzrok w ślepy zaułek.
Byłem zaskoczony jej widokiem tutaj. Nie powinna w ogóle wstawać z łóżka,jest bardzo słaba. Widziałem to w jej błądzącym wzroku. Ponad to cała się trzęsła. Instynktownie zrzuciłem z siebie ciepłą kołdrę i opatuliłem jej drobne ciało. Jak matka dbająca o zdrowie dziecko, tak ja sprawdziłem czy nastolatka nie miała gorączki.
Przyłożyłem dłoń do jej bladej twarzy i poczułem falę gorąca, która przeszła po moim ciele. Bailee była cała rozpalona.
- Masz gorączkę - stwierdziłem. - Powinnaś już się położyć. Choć pomogę ci. - Opatuliłem ją w pasie, jednak dziewczyna nawet nie chciała wstać. Była przygnębiona.
- Bailee co się dzieje? - Usiadłem obok dziewczyny, która lekko zakasłała. Mimo, że to ukrywała, widziałem, że ma zaszklone oczy. Lekko potrząsnęła głową i spuściła wpatrując się w ukurzoną terakotę. Jej lekko rudawe włosy opadły w dół, a wychudzonymi rękami oplotła się w pasie. Czułem pod powierzchnią kołdry, stykającą się ze mną falą ciepła.
- Hej, dziewczyno. Powiesz, mi co się dzieje - zacząłem z myślą, że uda mi się ją otworzyć. Jak na razie była uparta jak osioł. - Daj sobie pomóc. Obiecuję, że ci ulży. - Gdy wypowiadałem ostatnie zdanie, napotkałem na sobie jej niebieskie tęczówki niczym morskie fale. Idealnie wpasowywały się w moje jak brakujący puzzel. Mógłbym wpatrywać się w to piękno, godzinami, jednak teraz nie to było moim celem.
- To jak? - zapytałem.
Wtedy pierwszy raz od dawna, ujrzałem jej nieśmiały uśmiech. Udało mi się.
- Ja... - zająkała się, a ja wpatrywałem się w nią jak w obrazek, czekając na to co ma mi do powiedzenia.
- Po prostu bałam się być tam sama. Przepraszam, że cię obudziłam, Pójdę już. - Zrzuciła z siebie kołdrę, lecz nie pozwoliłem jej, żeby wstawała.
- Połóż się, Bailee. - Ponownie dotknąłem jej czoła.
- Zaraz przyjdę, dobrze? - Przytaknęła, a ja zarzuciłem ciepłe pierze na jej drobne ciało. Przymknąłem delikatnie drzwi i po drewnianych schodkach, zszedłem do kuchni, gdzie pani Giblert trzymała lekarstwa.
Otworzyłem delikatnie domową apteczkę, w momencie gdy pani Gilbert przekroczyła próg kuchni.
- Co się dzieje, Niall? - zapytała zaspanym głosem, głośno ziewając. Lekko się zląkłem i spojrzałem na zmęczoną staruszkę.
- Coś z Bailee?
- T... Nie, po prostu źle się poczułem. Niech pani się nie martwi. Prosze iść się położyć. - Znalazłem potrzebne leki i spojrzałem jak siedemdziesięciopięciolatka znika za futryną kuchni. Może źle postąpiłem kłamiąc, jednak lepiej, żeby się nie martwiła na zaś.
Pochowałem wszystkie leki i wróciłem szybkim tempem do dziewczyny. Z misją,zamknąłem delikatnie drzwi i obróciłem się na pipoecie, w stronę dziewczyny.
- Bai... - Zauważyłem śpiącą nastolatkę.

Wyglądała jak mały aniołek. To straszne, że taka młoda dziewczynka, musiała tyle przejść w ciągu tych kilku dni.
Usmiechnąłem się do śpiącej postaci. Sam byłem zmęczony.
Złapałem za ciepły koc i złożyłem go w kosteczkę. Ułożyłem się na podłodze i podłożyłem go sobie pod głowę a zimową kurtką, opatuliłem swoje ciało. To nie ważne, że spałem na podłodze, ważne, że Bailee czuła się bezpieczna.
Przekręciłem się na drugi bok, w momencie, gdy mój wyświetlacz zaczął mogąc. Niechętnie złapałem za urządzanie i wyświetliła mi się ikonka roześmianej Steffy.
— Młoda to ty jeszcze nie Spisz? — zapytałem, odbierając połączenie, słysząc rozbawiony głos blondynki.
— Nie, nie mogę spać. Liam jest w pracy i nie mam co robić. Możesz wejść teraz na skype?
— Teraz?
— Mhm... Proszę, Ni. Stęskniłam się.
— Postaram się coś wykombinować.
Rozłączyłem połączenie i ostrożnie wyjąłem laptopa spod łóżka, uważając, żeby nie obudzić Bailee. Założyłem ciepły sweter i schowałem się w wolnym pomieszczeniu, nieopodal mojego pokoju, żeby w razie czego nadzorować Bailee.
Zalogowałem się na konto silence_boy i wybrałem połączenie do Steffy. Odebrała niemal natychmiast.
Dziewczyna znacznie się zmieniła. Jej twarz promieniała ze szczęścia, włosy lekko podcięła do ramion, a twarz jakby wymłodniała.
— Cześć, Niall. — Pomachała do kamery, a ja odwzajemniłem jej uśmiech. Promieniała szczęściem, aż miło było patrzeć, jak wyjazd poukładał jej życie na nowo.
— Opowiadaj Steffy, co tam u ciebie. Liam nadal układa swoją bieliznę?
Dziewczyna cicho zachichotała, co było dla mnie pozytywną odpowiedzią. Sam się zmusiłem do śmiechu, jednak ciągle byłem myślami u siebie w pokoju.
— Jest naprawdę super, już dawno nie było mi tak dobrze, Niall. Jesteś aniołem.
Cicho westchnęła i zaczęła mi się przyglądać.
— A co u ciebie? Wyglądasz niemrawo.
— Problemy, za problemami. Norma.
Próbowałem wymusić u siebie uśmiech, jednak i to się nie udało. W myślach przypomniałem sobie siebie kilka lat wcześniej. Takiego niewinnego. Stykającego się z ręką ojca. Jego tłumaczenie, że tak robią właśnie ojcowie. Próbowałem się, nie rozkleić. Próbowałem udawać, że jest dobrze, ale widząc Bailee, widzę siebie.
— Luke się odzywał. — Steffa wyrwała mnie z moich rozmyśleń. Przysiadłem bliżej ekranu i czekałem na dalsze wieści.
— Mówił, że już niedługo wróci. Jeszcze miesiąc i powinniśmy go znowu zobaczyć.
— Dziękuję, że mi to mówisz. Pójdę już. Jestem zmęczony.
— Dobrze, Niall. Trzymaj się.
— Ty też Steffi. Papa
Pomachałem jej do ekranu i rozłączyłem rozmowę. Zamknąłem klapę od laptopa i oparłem się o ścianę, podkulając nogi. Dlaczego to akurat teraz musi wracać? Kiedy muszę być silny?
Zdenerwowany wróciłem do pokoju i powróciłem do nieudanej próby snu.

***

Gdy wybiła na zegarku 7, wstałem zrobić zakupu na dziś dzień. Staruszka już ganiała w kuchni, więc nie zaskoczeniem było dla mnie, że śniadanie już dawno na mnie czekało. Jestem na ogół rannym markiem, jednakże, gdy wracam późno z pracy, potrafię spać do południa.
— Dzień dobry, Niall.
— Dzień dobry.
Posłałem jej uśmiech i złapałem za siatkę, która już na mnie czekała.
— Pójdę teraz po zakupy, dopóki Bailee jeszcze nie wstała.
— Tylko nie zapomnij o kapuście. Jest mi potrzebna do gołąbków.
— Postaram się nie zapomnieć. — Posłałem jej cwaniacki uśmieszek i na szybko zawiązując sznurówki, wyszedłem z domu, kierując się w stronę najbliższego marketu. Poranek dawał ostro w kość. Temperatura spadła do niskich wartości, a mocny wiatr, powiewał młodych ludzi, którzy ledwo stawiali mu upór.
Wtargnąłem do sklepu i na szybkiego zebrałem wszystkiego składniki. Przy kasie obsłużyła mnie dość natrętna ekspedientka, która z trudem dotrwała do ostatniej zakupionej rzeczy dla pani Gilbert. Zadowolony z pełnym ekwipunkiem wyszedłem ze sklepu, dokładnie sprawdzając paragon, czy na pewno niczego nie zapomniałem. Przystanąłem przy wyjściu i zostawiłem na chwilę reklamówki na skrzynce pocztowej, wczytując się w treść składników.
— Ty jesteś Niall? — usłyszałem nagle cieniutki głosik chłopczyka. Wyjrzałam zza świstka papieru i ujrzałem mała drobną sylwetkę, ubranego na cebulkę ośmiolatka.
— Tak, coś się stało? — zapytałem zdezorientowany. Przez chwilę zastanawiałem się czy skądś go może nie znam, jednak nic sensownego nie przychodziło mi na myśl.
— To dla ciebie. — Wręczył mi kopertę z listem i nie czekając dłużej, uciekł.
Zaskoczony, otworzyłem kopertę, w której znalazłem małą karteczkę o ubogiej treści. Wzruszyłem ramionami.
Grunt, że nie bomba — pomyślałem i wczytałem się w treść wiadomości.
"Zaopiekuj się Bailee, proszę"

Hej, co tam u was? Mnie strasznie wymęczyli w tym tygodniu, codziennie było coś. Masakra na serio. Tak liceum to nie to co gimnazjum. :'/
Rozdział pisałam dokładnie wczoraj, początkowo pisałam inaczej z miesiąc temu, ale suma sumarum wyszło takie coś, sami to oceńcie.
Jak myślicie kto napisał list do Niall'a?
Piszcie w komentarzach, ktore licznie zmalaly :(.
No nic. Do nastepnego. Pewnie za tydzien, bo wolne 3 dni, więc na lajcie.
Do zobaczyska.
Trzymajcie się.
Udanego weekendu ( Ja mam dziś wieczór babski. :))Lecę pisać o J. Piłsudskim.
Enjoy. :*

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 6 Don't touch me


Niall Pov’s

Po przyjeździe lekarzy, roztrzęsiony wybiegłem z pensjonatu. Uklęknąłem przy altance przed domem i miałem zamiar wykląć cały świat. Czułem się winny, bo gdybym cały czas przy niej czuwał nic takiego by się nie wydarzyło.  Jestem cholernym idiotą. Doskonale wiem jak się czuje, a mimo to nie zareagowałem. 
Uderzyłem pięścią w słup i wypuściłem z pod powiek masę pojedynczych łez. 
- Bailee, żyj - wyszeptałem, unosząc głowę w stronę nieba, w momencie gdy półokrągły księżyc błysnął mi po twarzy. - Proszę. - Wytarłem skrawkiem rękawa spływające łzy. Nie miałem odwagi, by wrócić do pensjonatu. Doskonale słyszałem dźwięk brzęczących syren, krzyki pani Gilbert i czyjś płacz. Bailee. Może się wybudziła. Może moje prośby zostały wysłuchane. Musiałem się teraz odstresować. 
Wyszedłem poza ogrodzenie i w ciszy pokonywałem kolejne metry w stronę uwielbianego pabu. Dzisiaj był mi naprawdę obojętny. Wszystkie moje myśli skupiały się wokół jednej dziewczyny. Można powiedzieć, że jeszcze dziecka. Widzę w niej siebie, z przed kilku lat. Taka bezbronna i skrzywdzona, cicha i zamknięta w sobie, myśląca że nic już jej nie pomoże. Idealny rysopis mnie. Już nie, bo znalazłem osobę, która pomogła mi się wydostać z dołka. Kogoś kto mnie pokochał, mimo tych wszystkich wad. Tą osobą była pani Gilbert. Bailee potrzebuję kogoś takiego samego jak ona, lecz staruszka nie ma już tyle siły co przedtem. Kolejny raz tego nie zniesie. Czuję, że to mogło by ją zabić. 
Nim się obejrzałem stałem już przed drewnianym budynkiem z wielkim podświetlonym logo. Zdjąłem kaptur z głowy i gdy wchodziłem do klubu, wytarłem spływające łzy. Przynajmniej chciałem spróbować być silny. 
Przechodząc na zaplecze spotkałem się ze złowrogim wzrokiem szefa. Doskonale wiedziałem, że się spóźniłem. Przez chwilę myślałem, że mnie zwolni, jednak ten przeszedł obok mnie obojętnie, zajmując się układaniem naczyń, co wcześniej należało do obowiązków Steffy. 
- Bierz się do roboty, młody. - Ashton poklepał mnie po ramieniu, a ja posłałem smutny uśmiech na widok przyjaciela. Nie widziałem go od kilku miesięcy, ze względu na to, że musiał odsiedzieć swój wyrok w więzieniu, za obrabowanie po pijanemu sklepu ojca. Szef mi wybaczył. Kochał go. 
- Miło cię widzieć, Ash. 
- Mi ciebie też, Niall. Wpadłem tylko na chwilę. Musimy się kiedyś spotkać. Zadzwonię do ciebie niedługo - mówił w locie i zniknął za chwilę za tylnym wyjściem. 
Zrezygnowany, przebrałem się w czarny strój do pracy i udałem się do barku, przy którym siedziało kilka pijanych już mężczyzn.
— Poproszę whisky — usłyszałem z ust wąsatego starszego mężczyzny, który mówiąc rozpuścił swoją kitkę. 
Patrzyłem się na niego jakbym zobaczył ducha. Byłem rozkojarzony. Czułem to. Nie mogłem skupić się na swojej pracy, nie myślałem. Wszystko we mnie buzowało. Nie rozumiałem kompletnie swojego zachowania. Z bólem oddałem zamówienie, czując na sobie po chwili wzrok wściekłego mężczyzny.
— Kurwa, prosiłem o whisky, a nie to, czymkolwiek to jest. — Mężczyzna nie umiał pohamować złości, a ja czułem jak się rozpływam. Rzuciłem wszystko i wybiegłem, chowając się na zapleczu. Schowałem twarz w dłoniach i uroniłem kolejne dzisiaj łzy. Wszystko mnie przerosło. Próbowałem się uspokoić, ale i to mi nie wychodziło. Nadal czułem, że to wszystko to moja wina.
Słyszałem, że ktoś idzie w moim kierunku i siada obok mnie, przysuwając bliżej krzesło.
— Widziałem co się przed chwilą wydarzyło. Co się z tobą dzieje, Niall? Nigdy nie było z tobą problemów. — Spojrzałem na szefa. Próbowałem przed nim ukryć swoją słabość. Nienawidził mięczaków, a ja własnie nim byłem.Udając poprawę wstałem na równe nogi i przeszedłem kilka kroków w stronę baru.
— Po prostu mam gorszy dzień. Przepraszam, już wracam do pracy — powiedziałem, lecz mężczyzna zatrzymał mnie cichym chrząknięciem. Dopiero teraz zauważyłem jego trzydniowy zarost i łysinę na przodzie czoła.
Stanąłem w miejscu, a mężczyzna podszedł do mnie i zabrał biały fartuch.
— Zrób sobie tydzień wolnego, Niall.
— Nie, naprawdę poradzę sobie. — Zaprzeczyłem jego słowom.
— Niall, Przecież cię nie zwalniam. Zasługujesz na ten urlop. Na pewno ci się przyda. — Poklepał mnie po plecach i skierował się w stronę przebieralni.
— Dziękuję — krzyknąłem ze łzami w oczach, a mężczyzna przebrał się za mnie w strój i skierował się do pracy.
***
Pierwszy dzień grudnia postanowił się w pełni okazać i zrzucił z góry mnóstwo płatków śniegu. Zarzuciłem na siebie kaptur. Już po chwili byłem umorusany w białym kolorze.
Główny plac były kolorowymi lampkami, a dookoła widniały już pierwsze choinki. Ze smutnym uśmiechem, przeszedłem przez kolorowy dziedziniec i cicho pociągnąłem nosem.
Uwielbiałem czas świąt. Jednak wiedziałem, że nie będą tak wesołe jak co roku. Przyspieszyłem kroku, bo wiedziałem, że tak czeka na mnie pani Gilbert z dobrymi lub złymi wieściami. Nadal miałem nadzieję i nie postanowiłem jej tracić. Wróciłem do rzeczywistości, kiedy przed oczami mignęło mi jasne światło odblaskowe/
Zauważyłem, że średniego wzrostu postać biegnie w moim kierunku, kurczowo chowając coś pod swoją pierzyną. Ukryłem się natychmiast za drzewem i gdy nadarzyła się okazja, zatrzymałem go silnymi ramionami. Młody wyrywał się, lecz na marne. Patrzył na mnie przerażony. Był cały blady. Widziałem, że było mu wstyd, lecz było już za późno.
Tuż za nim przy biegła w średnim wieku kobieta, która w pogoni za chłopakiem, zapomniała założyć ciepłych ubrań. Oplotła się ramionami i stanęła przy chłopaku, który momentalnie schował się za moimi plecami.
— Dobrze, że pan złapał tego gnoja. Dzisiejsza młodzież myśli, że im wszystko wolno. — Spojrzałem na młodzieńca i wymieniłem z nim przelotne spojrzenie.
— Co zrobił mój brat?
— Pan się jeszcze pyta. Gówniarz, próbował mnie okraść. Co on sobie myślał. Obaj jesteście siebie warci. Przez niego będę musiała wymieniać zamek — powiedziała zdenerwowana.
— Ile to będzie kosztować? — zapytałem w obronie chłopaka.
— 100 dolarów — powiedziała.
Zdesperowany wyjąłem z portfela banknot i podałem kobiecie , która lekko uspokojona odeszła z powrotem w stronę niewielkiego sklepiku za rogiem. Gdy była dość daleko, złapałem chłopaka za rękaw i zauważyłem, jak momentalnie wypadają mu różnego rodzaju świństwa, od  papierosów po alkohol.Pokręciłem z niedowierzaniem głową i usiadłem na schodach, przed czyimś domem.
— Po co ci to? — zapytałem z ciekawości.
— Po prostu... nie ważne. — usprawiedliwiał się.
— Nie bierz tego. — Pomachałem mu paczką Westów przed nosem. — Nie polecam. Znam osoby, których przez to już tutaj nie ma.
Pokiwał smutno głową. Czułem, że jest coś z nim nie tak. Nie chciałem go o nic więcej dopytywać. Nie chciałem, żeby się do mnie zraził. Byłem człowiekiem, który lubił pomagać, a w taki sposób go tylko odstraszę.
— Jak masz na imię? — zapytałem, spoglądając w stronę strapionego chłopaka. Jego naprawdę coś gryzło. Wyglądał jakby się czegoś bał.
— Niall — podałem mu rękę.
— F... — zawahał się na chwilę. — Finnick — powiedział lekko nią potrząsając.
Uśmiechnąłem się w stronę chłopaka, bo zauważyłem, że trochę się uspokoił. Byłem na siebie zły, gdy poczułem wibracje w telefonie.
— Poczekaj chwilę młody.  Słucham pani Gilbert? — zapytałem z nadzieją, czekając na wieści o szesnastolatce.
— Co z Bailee? — zapytałem, gdy długo mi nie odpowiadała. Słyszałem, że chłopak coś do siebie szepcze, jednak byłem za bardzo skupiony na rozmowie ze staruszką.
— Wybudziła się. Są z nią lekarze, bo nie chciała jechać do szpitala. Niall proszę cię przyjedź jak najszybciej. Z nikim nie chce rozmawiać. Może tobie się uda.
— Dobrze zaraz będę.
Rozłączyłem rozmowę i mój wzrok powędrował od razu w stronę miejsca, gdzie przed chwilą siedział jeszcze Finnick, jednak teraz ślad po nim zaginął. Zniknął razem ze wszytskimi skradzionymi świństwami. Czuję, że to co zrobił ma drugie dno. Nie wygląda na złego chłopca, tylko może się zagubił.
Rozejrzałem się dookoła w nadziei, że chłopak gdzieś jeszcze tu jest, jednak na marne.
Zdesperowany zawróciłem do pensjonatu. Czeka mnie długa nieprzespana noc. Może w końcu dowiem się co tak naprawdę się stało z dziewczyną. Kto ją tak bardzo skrzywdził.
Wszedłem do domu, delikatnie zamykając drzwi, żeby nikogo nie obudzić, jednak budynek był jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Pani Gilbert pałętała się po pokoju, nerwowo popijając kawę, a drzwi do pokoju Baille były lekko uchylone. Na mój widok staruszka od razu się rozpromieniła. Odstawiła filiżankę na blat i wtuliła się w mój ciepły tors.
— Jak ona się czuje? — zapytałem zmartwiony dziewczyną.
— Jest słaba. Ona potrzebuje pomocy, Niall. Musimy jej pomóc. — Pani Gilbert głośno szlochając, mocniej wtuliła się w moją pierś.
— Niech pani pójdzie spać. Jest pani wykończona — poprosiłem, jednak kobieta od razu zaprzeczyła.
— Muszę sprawdzać czy wszystko u niej w porządku. Muszę pilnować, żeby nic jej się nie stało.
— Poradzę sobie. Pani Gilbeet, proszę iść się położyć.
— Dobrze. — Zrezygnowana stanęła przede mną ze spuszczoną głową.
— Jest jeszcze lekarz? — zapytałam, a siedemdziesięciopięciolatka pokręciła przecząco głową.
— Przed chwilą pojechał, Przyjedzie jutro z rana, sprawdzić co z nią.
— Okej. Proszę teraz iść spać.
Chwiejnym krokiem skierowała się długim korytarzem w stronę swojego pokoju. Pogasiłem za nią wszystkie światła w holu i zatrzymałem się przed pokojem szesnastolatki.
Całą noc czuwałem nad pokojem jej pokojem. Drugi raz nie mogłem pozwolić na to, żeby zdażyła się tragedia. Przez uchylone drzwi widziałem jej zabandażowane nadgarstki oraz że kroplówka już się powoli kończyła. Spała jak zabita, skulona w pół. Wyglądała jak aniołek.
Zdesperowany zawróciłem się do swojego pokoju, zostawiając otwarte drzwi, żeby móc nadal nad nią czuwać. Nie chciałem jej teraz budzić. Powinna złapać siły.
Głośno ziewnąłem. Wcześniej nie czułem jakiegokolwiek zmęczenia, jednak teraz góruje nade mną jak nic innego. W ubraniach padłem na dwuosobowe łoże i próbując zasnąć, przekręciłem się na drugi bok.
***
Około piątej usłyszałem głośne krzyki, które wyrwały mnie z mocnego snu. Zaspany natychmiast zerwałem się na równe nogi. Wiedziałem do którego pokoju najpierw powinienem zajrzeć. Wtargnąłem do pokoju. Widziałem jak dziewczyna rzuca się po całym łóżku, a pani Gilbert próbuje ją uspokoić. Była bardzo przerażona.
— Niech pani stąd wyjdzie, proszę —  powiedziałem, odprowadzając staruszkę wzorkiem i znalazłem się przy kruchej postaci.
Usiadłem na niej okrakiem, przytrzymując mocno jej dłonie.
— Bailee... Cii.... Nikogo tu nie ma. Jesteś bezpieczna. — Dziewczyna zaczęła się nadal wyrywać, jednak przestała się już rzucać. Widziałem, że powoli się uspokaja.
— Nie dotykaj mnie...  — krzyknęła, gdy powróciła jej świadomość. Błądziła błędnie wzrokiem i gdy napotkała moje tęczówki przestała się mi opierać.
Otworzyła szerzej powieki i ulotniła pierwsze łzy.
— Przepraszam... — wyszeptała, ledwo słyszalnym głosem.
Widziałem, że było jej wstyd za to co przed chwilą się wydarzyło.
— Nie masz za co przepraszać, aniołku. Nic się takiego nie stało. — Wstałem na równe nogi i zszedłem dziewczyny, stając przy jej tapczaniku.
—  Śpij dobrze, Bailee.
Skierowałem się w stronę wyjścia, lecz gdy usłyszałem jej słabiutki głosik, momentalnie znalazłem się znów przy niej.
— Zapalisz mi lampkę? — zapytała, przecierając załzawione oczy. Momentalnie zrobiły się czerwone. Mimo to spojrzałem w jej niebieskie, pełne obaw tęczówki. Były takie niewinne.
Pokiwałem głową i uchwyciłem włącznik i pstryknąłem nim delikatnie, podświęcając w pewnym stopniu pokój.
— Dziękuję, Ni...Niall — wydukała, gdy wyszedłem prawie przekroczyłem próg wyjścia. Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem z powrotem do snu i już do rana, nie miałem obaw co do tego, czy Bailee dzieje się krzywda.



Hej, witam w 6. Nowa osoba... "Finnick"... Może nie wydaje się na razie nikim ważnym, jednak będzie pewnym nawiązaniem do jakiejś sprawy i za jakiś czas dowiecie się kto to tak naprawdę jest.
Co do świątecznego obrazka, to wcale nie jest tak, że chce mi się już świąt, wcale nie. (Kiedy one będą, chce wolne, chce ten nastrój).
Rozdział miał pojawić sie tydzień temu wiem, ale liceum... jest ciężko. Naprawdę i piszę w miarę możliwości. Uwierzcie mi. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Dziękuję, że jesteście. Nie wiem, czy wyłapałam wszystkie błędy. Poprawiałam ten rozdział. Wyglądał trochę inaczej, ale może przypadnie wam do gustu.
Następny rozdział, nie wiem kiedy. 14 jest wolne, więc może uda mi się napisać 13.14. A jak nie to dopiero za 2 tygodnie, bo 19 mam spr. z historii i muszę się do niego dużo kuć, żeby dostać przynajmniej te 3. 
Do zobaczenia.

Znalazłam sotatnio fajnego bloga, nie ma za bardzo czytelników, więc jak wam przypadnie do gustu, to skomentujcie:
http://old-friendship-new-love.blogspot.com/

Ola




niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5 Anorexia








Niall Pov's

Po południu ze snu wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka telefonu. Liam miał dzwonić w tych godzinach, wiec nie było zaskoczeniem, kiedy w słuchawce po drugiej stronie, usłyszałem znajomy głos kuzyna. 
— Halo? — wymruczałem, przecierając rękami zaropiałe oczy. 
— Jestem już niedaleko pensjonatu, zaraz będę. — Rozłączyłem rozmowę i w pośpiechu włożyłem na siebie czarny T-Shirt Nirvany i szare adresy. Przeczesałem ręką włosy i skierował em się do kuchni, gdzie zastałem Steffen i panią Gilbert konsumujące drugie danie obiadu. Brakowało tutaj tylko jednej kruchej postaci. Na myśl o Bailee, przypomniała mi się ostatnia noc. Wyglądała jak z kpieskiego horroru.
— O czym myślisz, Niall? — usłyszałem zachrypnięty głos siedem nastolatki, która z chęcią przegryzała nugetsy, przygotowane przez panią Gilbert. Spojrzałem w jej kierunku budząc się z głębokiego transu i posłałem sztuczny uśmiech.
— Zamyśliłem się.
Zasiadłem do stołu. Staruszka biegała pocchuchni, dorabiając dla mnie jedzenia, a ja wpatrywałem się w szary punkt na stole, nie mogąc się na niczym skupić.
— Niall, ja nie wiem, czy powinnam zawracać głowę twojemu kuzynowi, Będę dla niego tylko ciężarem.— powiedziała, lekko speszona. Nie była do końca przekonana do tego wyjazdu, ale to była jedyna szansa, żeby uciekła od tortur swojego ojca. Spuściła głowę, unikając mojego wzroku.
— Nie będziesz żadnym ciężarem Steffi. Zgodził się ci pomóc. Pomoże ci. Jeżeli będziesz chciała pogadać, pamiętaj, że masz mnie. Dzwoń o każdej porze. Dobrze?
— Tak. Dziękuję — powiedziała i wytarła spływające z jej policzków łzy.
— Hej, Uśmiechnij się. Będzie dobrze — powiedziałem i od razu ujrzałem na twarzy dziewczyny promienny uśmiech.
— Od razu lepiej. — Potargałem jej blond czuprynę. Dziewczyna wróciła do jedzenia, a ja upiłem łyk, postawionej przed nosem kawy.
Gdy usłyszałem trąbienie pod oknem, momentalnie zerwałem się na równe nogi i pobiegłem w stronę drzwi wyjściowych. W nowym niebieskim ,Fordzie ujrzałem dorosłą twarz kuzyna, którego nie widziałem od sześciu lat. Rozpromoeniony wyszedł z pojazdu i przywitał się jak za dawnych lat. 
— Wyrosłeś, Niall — usłyszałem. 
Liam gdy ostatni raz go widziałem miał szesnaście lat. Był pulchnym nastolatkiem, jednak teraz jego waga przyciąga uwagę i nabrał bocepsów, a jego brązowa czupryna, była ułożona wysoko na żel, co dodawało mu urody.
Zaprosiłem go do środka i zaprowadziłem do kuchni, aby poznał siedemnastolatkę.
— Steffa to jest mój kuzyn, Liam.
— Miło mi cię poznać, młoda — Ucałował rękę dziewczyny jak prawdziwy gentelman i usiadł przy stole, gdzie siedziała nadal skrępowana Steffa. Liam zaczął rozmowę, przez.co dziewczyna mogła zostać przy swojej nieśmiałości. Pani Gilbert po przyjeździe Liama, ulotniła się na chwilę do sklepu, a ja skierowałem się do pokoju Bailee. Od nocy, nie widziałem ją na oczy. Nie przyszła na obiad, co sprawiło, że zacząłem się o nią martwić.Była zdecydowanie za chuda. Wyglądała mi na anorektyczkę. 
Zapukałem delikatnie w drzwi, jednak nie usłyszałem w odpowoedzi nawet cichego pomruku. Ponowiłem próbę, jednak nadal bez skutku. Bezredny, uchyliłem lekko drzwi i przez.cienką szparę, zauważyłem,.że siedziała z podkulonymi nogami, opierając głowę na kolanach. Miała mokre policki od łez, co oznaczało,.że płakało. Sam na jej widok, poczułem,.że spływa z moich oczu pojedyncza łza. Cokolwiek się stało, ona teraz bardzo cierpi. Ktoś ją skrzywdził, nie wiem jak, ale zrobił to. Muszą go znaleźć. Musi odpokutować za to, w jakim teraz jest stanie. 
Zamknąłem z powrotem drzwi. Przez sekundę, widziałem jak ostatni raz zerka w moich kierunku, jednak na tym popszestała.
Bezradny wrócił em do pokoju. Nie miałem już ochoty na jedzenie. Odpaliłem google i wpisałem z ciekawości Bailee Lorens. Może dowiem się co się tak naprawdę stało, z dziewczyną. Wiedziałem, że pani Gilbert mi nic nie powie. Uważa, że jeżeli będzie chciała, sama mi to powie.
W wyświetleniach nie znalazłem niczego, z ostatnich kilku dni, jedynie zdjęcia ze zwycięskich olimpiad Z kilku lat przed
 Wkliknąłem w jedno zdjęcie. Była taka szczęśliwa i uśmiechnięta. Zupełne przeciwieństwo.dzisiejszej Bailee.
Z zamyślenia wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. W wejściu stał mój kuzyn
— Zaraz wyjeżdżamy — usłyszałem głos Liama. Usiadł na łóżku obok mnie i spojrzał na wyświetlacz.
— Co się dzieje, młody? Laska zawróciła ci w głowie? — Poruszył zabawnie brwiami, wywołując uśmiech na mojej twarzy.
— Zawróciła, ale w innym stopniu. Ktoś ją skrzywdził i nie mam pojęcia jak jej pomóc.
— Daj jej czas. Musi ochłonąć, sam przecież wiesz jak to jest.
— Może masz rację. Po prostu nie mogę patrzeć, jak się stacza. Nie chcę, żeby było tak jak ze mną.
Przerwaliśmy rozmowę, bo Steffa z walizkami weszła do środka. Podeszła do mnie z załzawionymi oczami i wtuliła najmocniej jak potrafiła.
— Jesteś wspaniały, Niall. Dziękuje — usłyszałem z jej ust.
— Musimy już jechać
— To my będziemy się już zbierać. — Liam wstał na równe nogi, czekając na swoją nową towarzyszkę.
— Trzymaj się mała — wyszeptałem  jej do ucha i pocałowałem w czoło, odprowadzając oboje do wyjścia. Pomogłem przenieść jej walizki do bagażnika, po czym wrócił em na werandę, machając wyjazdowiczom. W Londynie będzie miała życie, jakie powinna mieć. W końcu będzie mogła dostać szczęście, na które zasłużyła. Odprowadziłem ich wzrokiem, po czym ze łzami w oczach, wraz z panią Gilbert wróciliśmy do środka.
— Steffa to bardzo sympatyczn dziewczyna — powoedziała staruszka, wracając do codzoennyxh zajęć w pensjonacie.
— Tak to prawda. Steffa to urocza nastolatka. Mam wielkie szczęście, że ją poznałem. Czasem ma niesmawowote poczucie humoru. — Staruszka zaś miała się, wkładając rzeczy do zmywarki.
— Powiedziałem coś nie tak? — zapytałem lekko zakłopotane. Przeczesałem bujną czuprynę i skorzystałem z dobrego humoru starszej pani, dostając panicznego napadu śmiechu. Gdy wreszcie się uspokoiłem skończyliśmy temat i oboje w ciszy załatwialiśmy swoje sprawy.
— Rozmawiała pani dzisiaj z Bailee? — zapytałem, wycierając ręcznikiem zabrudzone ręce.
— Nie chciała rozmawiać. Zamknęła się w sobie. — Staruszka przerwała wykonywane czynności i oparła się plecemi o blat.
— Ma tylko szesnaście lat. Jest jeszcze taka młoda.

***

Wieczorem zbierałem się na kolejną nocna zmianę w klubie "Juliett". To pierwszy dzień, bez mojej ulubionej towarzyszki. Na samą myśl, nie kiałem ochoty spędzić tam całej nocy, jednak to jedyny sposób, na zarabianie na życie. Starsza pani i tak pomaga mi jak może, nie biorąc ode mnie za czynsz, jednak przynsjmniej połow3 wyznaczonej na początku lwoty staram się jej oddawać. Zebrałem potrzebne rzeczy i skierowałem się w stronę wyjścia. Zawiązałem czarne conversy i misłem już wychodzoć, kiedy usłyszałem ogromny huk, dochodzący z pokoju Bailee. Odłożyłem czarną torbę Adidas. W szybkim tempie wtargnąłem do pokoju dziewczyny, który był zamknięty na klucz. Mocnym kopnięciem wywarzyłem.drzwi i znalazłem się przy dziewczynie, która leżała na ziemi. ZUważyłem, że ma podcięte żyły na nadgarstkach. Rozdarłem swój T-Shirt i obwiązałem nim nadgarstki dziewczyny.
— Bailee. — Potrząsnąłem dziewczyna.
— Bailee — krzyczałem zrozpaczony.
W drzwiach pojawiła się przestraszona pani Gilbert.
— Niall co się dzieje? — Staruszka ze mnie przerzuciła swój wzrok, na nie dającą żadnych oznak życia szesnastolatkę.
— Niech pani dzwoni po karetkę!

Ból psychiczny zwyciężył nad Bailee. Nie wytrzymała. Zrobiła to. Chciała popełnić samobójstwo.


Ktoś to jeszcze czyta? :(



niedziela, 20 września 2015

Rozdział 4 It's just a dream

Niall Pov's

Cały czas ukradkiem spoglądałem na zaziębioną dziewczynę. Nie ufała mi. Widziałem, że się mnie boi, co mnie coraz bardziej przygnębiało. Chciałem jej pomóc, ale mi to utrudniała.
— Bailee — wyszeptałem.
Blondynka wzdrygnęła się, gdy wypowiedziałem jej imię. Ze spuszczoną głową wpatrywała się na brud na białej smudze śniegu. Zrobiłem zdecydowany krok w jej stronę, ale dziewczyna jak na zawołanie przycisnęła się jeszcze bardziej do ściany pubu i przestraszonym wzrokiem błądziła dookoła. Była cala rozpalona, bo jej twarz, od kilku minut zmieniała kolory.
— Nie skrzywdzę cię. — Wyciągnąłem w jej stronę dłoń.
Spojrzała na nią przelotnie, po odwróciła od niej wzrok.
— Nie bój się. Zaufaj mi — powiedziałem. Słyszałem jej ciche szlochanie. Naprawdę mnie ono zdołowało. Nie lubiłem, gdy dziewczyna płakała.
— Pani Gilbert na pewno się o ciebie martwi. Przeziębisz się. Daj sobie pomóc.
Zauważyłem, że na wzmiance o staruszce, coś ją nagle tknęło. Spojrzała na mnie załzawionymi oczami i oplotła ramiona wokół ciała. 
— Skąd znasz panią Gilbert? — zapytała cieniutkim głosikiem, cicho pokasłując. Zbliżyłem się w jej kierunku. Tym razem nie protestowała. Nie wiem, czy to dlatego, że nie czuje zagrożenia z mojej strony, czy dlatego że nie ma już gdzie uciekać. Co by nie było poskutkowało. Potrzebuje pomocy i to się teraz liczy.
Usiadłem obok kruchej postaci i oplotłem ją własnymi ramionami, dając jej falę przyjemnego ciepła. Zdecydowanie przysunęła się bliżej i wtuliła w mój tors. Ułożyła dwie rączki na mojej klatce piersiowej, a ja uniosłem ją w powietrzu i ułożyłem jak małe dziecko na rękach. Bailee ułożyła głowę na moim ramieniu i zamknęła powieki, układając się do snu. Była zmęczona, bo po chwili słyszałem jak cicho pochrapuje.
W ciszy szedłem w stronę pensjonatu. Cały czas obserwowałem, czy z dziewczyną wszystko dobrze. Nabrała kolorów, co znaczy, że  jej stan się poprawił. Zmyłem strużkę krwi z jej wychudzonego ciała. Była cała rozpalona.
Otworzyłem furtkę i zapukałem delikatnie do drzwi, by nie zbudzić blondynki. Pani Gilbert człapała do drzwi. Ze smutnym uśmiechem na twarzy otwierała drzwi. Szybko ułożyłem palec wskazujący na ustach, kobieta momentalnie zbladła. Wskazała wolny pokój, gdzie ułożyłem dziewczynę na wygodnym materacu i okryłem jej ciało kocem, aż pod samą szyję. Blondynka wtuliła głowę w poduszkę i cicho pojękując przekręciła się na drugi bok.
Wróciłem do pokoju, zza balustrady zauważyłem załamaną staruszkę,
— Przepraszam — powiedziałem, jeszcze za nim odkręciła się w moim kierunku.
W szybkim tempie podszedłem do niej i mocno do siebie przytuliłem. Tak jak wnuk przytula swoją babcię.
Kobieta cicho zaszlochała. W skupieniu czekałem, jak coś powie, jednak po długiej chwili bez,ynności zaparzyłem melisy i podałem staruszce.
— Doktor dzwonił jak tylko wyszedłeś.
Cicho westchnąłem. Chciałem dobrze, ale jak zawsze nie pomyślałem, że kłamstwo ma krótkie nogi.
— Dziękuję, że ją znalazłeś. Martwiłam się — złapała za moją dłoń i sztucznie się uśmiechnęła.
— Kim tak właściwie jest Bailee? — zapytałem, a kobieta widocznie się ożywiła. Tak jakby przeżywała coś na nowo. Patrzyła się w jeden punkt i widziała coś, czego ja nie widzę.
— Dwa dni temu znalazłam ją pod pensjonatem całą zakrwawioną.  Opiekuję się nią. Odwiedzam ja codziennie. Staram się, nie zostawiać jej w potrzebie — powiedziała, gestykulując rękami.
— Co z jej rodziną? — zapytałem i tak już pełny informacji.
— To dość drażliwy temat, Niall. Nie sądzę, że Bailee wyraziłaby zgodę, żeby ci to powiedzieć. 
Bezradnie spojrzałem na kobietę. Miałem tryliard myśli, jednak przypomniałem sobie o kruchej siedemsnatolatce, która na pewno na mnie czeka.Przez to całe zdarzenie z Bailee, siedemnastolatka wyleciała mi z głowy.
Opatuliłem się ciepła futrzaną kurtkę i w szybkim tempie powędrowałem do klubu, pod którym znalazłem zapłakaną dziewczynę. Rzuciłem wszystko i przytułiłem ją do piersi.
— Wszystko dobrze — wyszeptałem jej do ich, a dziewczyna głośno zaszło hala.
— Uderzył mnie — usłyszałem.
Widziałem jak wszystko się we mnie buzuję. Cały czas próbuję nad sobą panować. Tak było i teraz. Gdyby nie to, że trzymałem w swoich ramionach ofiarę, na pewno rzucałbym teraz krzesłami.
Otworzyłem kluczami drzwi do środka i pomogłem jej się rozebrać. Przelotnie zobaczyłem jej limo pod jej okiem. Wzdygnąłem się na sam widok i usiadłem na przeciwko niebieskookiej.
— Niall co teraz ze mną będzie? — zapytała.
Miała spuszczoną głowę i kurczowo trzymała się łapki od walizki.
— Dzisiaj przenocujesz w pensjonacie, a jutro przyjedzie po ciebie mój kuzyn, żeby ojciec cię nie znalazł. Będzie dobrze Steff. Obiecuje. — Posłałem jej ciepły uśmiech, który dziewczyna odwzajwmniła. Została ze mną do końca mojej nocnej zmiany. W pół do trzecie, klienci zaczęli znikać i gdy ostatni klient opuścił budynek, posprzśtałem śmieci i zamknąłem budynek, ze śpiącą Stwffą na ramionach. Przez głośny szum wiatru, od razu się przebudziła, wiec dalej szła sama, co chwila podpierając się mojego ramienia. Zapukałem lekko do drzwi i gdynikt mi nie potworzył, wyjąłem klucze z doniczki i przekręciłem w zamku. Zaprowadziłem dziewczynę do wolnego pokoju.
— Niall? — zapytała, przekręcając się na drugi bok.
— Tak, Steff. Śpij dobrze. — Ucałowałem ją w czoło i sam rzuciłem się na swój tapczan,zapełniony brudnymi ciuchami. Zrzuciłem je z łóżka i rzuciłem się zasypany pod kołdrę, a już po kilku minutach spalem jak zabity.

***
Głośny krzyk wybudził mnie ze snu. Czuwałem na wypadek, gdyby groziło niebezlieczenśtwo Steffie, więc pierwsza na myśl przyszła mi właśnie ona. Pani Gilbert spała zawsze jak aniołek.
Założył m na siebie szybko krótkie sportowe .spodenki i ruszyłem do pokoju w głębi korytarze. Przez uchylone drzwi, zauważyłem jak dziewczyna przekręca si3 na drugi bok, wydając.z.siebie jedynie pojedyncze jęknięcia. Spała jak aniołek. Uśmiechnąłem się do dziewczyny i cicho przymknąłem drewniane drzwi od jej pokoju. Zdesperowany zawróciłem, gdy usłyszałem ponowne krzyki, dochodzące z pokoju Bailee. Szybko wtargnąłem do środka. Dziewczyna rzucała się po całym łóżku. Miała silne drgawki.
— Zostaw mnie — usłyszałem kilkakrotnie i rzuciłem się w stronę dzoewczyny, łapiąc ją za kruche ręce i uniemożliwiając jakikolwiwk ruch. W przeciwnym wypadku, mogłaby sobie coś zrobić.
— Bailee spokojnie. Wszystko jej w porządku. Nikt cię nie skrzywdzić — powiedziałem. Drgawki ustały, jednak dziewczyna nadal się szarpała.
— Bailee słyszysz? Przestań. Nikogo tu nie ma. To tylko sen. — Jak na zawołanie uspokoiła się i wróciła z powrotem do snu.
Odetchnąłem z ulgą i przykryłem ją kołdrą, do szyi, a dziewczyna przeciągnęła przez nią rękę. Usiadłem na krzesełku obok dziewczyny. Balem się, że atak znowu nastąpi. Po trzydziestu minutach poszedłem z powrotem do siebie. Zegarek wskazywał 5:50. Ułożyłem się z powrotem do snu i po długotrwałym wierceniu, zasnąłem, udając się do krainy Morfeusza.




Cześć wszystkim!
Dziękuję za wszystkie komentarze. Mam taki zawrót głowy w liceum, że głowa mała. Cały czas siedzę przy lekciach. Naszczęście mam kilka zapasowych rozdziałów.
Was też tak męczą?
No nic. Do następnego miśki.
Ola.

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 3 Don't hurt me, please.



Niall Pov's

Reszty nocy nie dałem rady przespać. Rano o świcie wstałem do kuchni zaparzyć sobie gorące kakao. Nie budziłem pani Gilbert. Powinna się wysypiać, ze względu na swój wiek. Starałem się ją wyręczać. Ma już swoje lata i nie jest okazem zdrowia, jak za dawnych lat. 
Odgarnąłem blond czuprynę i zaspanym krokiem oparłem się o lodówkę w rogu pomieszczenia. Sięgnąłem w głąb i wyjąłem mleko. Wlałem białą ciecz do garnka i zagrzałem do gorąca. Upiłem pierwszy łyk i usiadłem przy stole, czekając na pobudkę staruszki. Byłem bardzo ciekawy kim jest ta cała Bailee. Dziwi mnie, że uciekła ze szpitala, skoro coś jej dolega. Zamachnąłem się ręką i przewróciłem kubek kakao, która rozbiła się na milion małych kawałeczków. Przekląłem pod nosem i zacząłem zbierać największe kawałki, starając się nie obudzić reszty z pensjonatu. Zmiotłem szkło do śmietnika i wróciłem do pokoju, rzucając się z powrotem do łóżka. Dopiero teraz odczułem zmęczenie, po nieprzespanej nocy. Ułożyłem głowę na poduszce. Przez poranny incydent, zapomniałem o nocnym telefonie.
***
Głośny dźwięk sms-a wybudziła mnie ze snu zimowego. Wyciągnąłem do góry ręce i zaspanym wzrokiem spojrzałem na zegarek w odbiorniku telewizyjnym, który wskazywał południe. Niechętnie przyjąłem pozycję siedzącą i złapałem za urządzenie mobilne, zrzucając brudne skarpetki z szafki nocnej.

Od: Ashton
Mike wziął dzień wolnego, przyjdziesz na nocną zmianę?

Wklikałem w telefon zdecydowaną odpowiedź i rzuciłem urządzenie w kąt łóżma. Przerzuciłem przez ramiona luźny biały t-shirt i zszedłem na dół do recepcji. Pani Gilbert przeglądała sterte papierów za lada.
            — Dzień dobry — zawołałem, ale kobieta nie usłyszała. Ponowiłem próbę, a uśmiechnięta kobieta spojrzała w moim kierunku.
            — Dzień dobry, Niall — powiedziała i niechętnie wróciła do swoich poprzednich czynności. Miałem jej powiedzieć o Bailee, ale zdecydowałem się tego nie robić. Nie chciałem jej niepotrzebnie denerwować. Zabrałem jej kilka stert papieru i zacząłem segregować w porządku alfabetycznym. Nigdy mnie nie prosiła o pomoc, ale widzę, że coraz bardziej jest jej potrzebna. Jak na zawołanie spotkałem się z jej spojrzeniem. Uśmiechnęła się do mnie. Wprowadziła w moim życiu wiele zmian, ale ja też chyba to zrobiłem.
***
Od razu, gdy pomogłem pani Gilbert w porządkach w pensjonacie, wyszedłem z domu, odwiedzić Luke, mojego najleszego przyjaciela. Znamy się od wielu lat, lecz do niedawna byliśmy rywalizującymi wrogami. Od wtorkowej imprezy nie rozmawialiśmy ani razu, a on nie dawał znaku życia. Zatrzymałem się przy pubie "Juliett" i przekręciłem klamkę. W środku zastałem Steffę, siostrę Hemmingsa.
— Cześć Niall— zawołała siedemnastolatka.
— Cześć Stef — przytuliłem dziewczynę, łapiąc ją w talii. Blondyna cicho zachichotała i usiadła na krześle za ladą i kurczowo zasłaniała twarz dłonią. Zdenerwowany podszedłem do niej i wyrwałem rękę z posiniaczonego policzka.
— Ojciec cię uderzył? — zapytałem poruszony całą sytuacją, a niebieskooka niechętnie pokiwała głową. Uderzyłem pięścią w blat. Byłem wkurzony. Nienawidziłem, gdy ktoś krzywdził dziewczynę. Takie aniołki jak Steffa, powinno się szanować.
— Niall uspokój się, Proszę. — Poczułem jej drobne rączki na swoicj ramionach. Pod wpływem jej smutnego wzroku, usiadłem z powrotem na miejsce, chowając jej kruche rączki w swoje dłonie.
— Gdzie jest Luke? — Dziewczyna spuściła głowę, wpatrując się w brudną podłogę.
— Wyjechał. Ponoć znalazł dobrą fuchę — wyszeptała, wciąż ze spuszczoną głową.
— Posłuchaj mnie Steffa. — Złapałem jej kruchą twarz w swoje dłonie. Blondynka niechętnie spojrzała w moim kierunku.
— Idź, spakuj się i wróć do pubu, dobrze?
— Nie mogę Niall. On mi nie pozwoli. Znowu mnie skrzywdzi — wydukała, przez łzy.
— Nie pozwolę na to. Rozumiesz? Nie daj się gnębić. Dobrze wiesz, że musisz z tamtąd uciec.
— Mam pracę Niall. — Próbowałą zmienić temat.
Gdy chciała odchodzić, złapałem ją za nadgarstki.
— Zastąpię cię. — W oczach Steffy pojawiły się łzy, a zarz potem smutny uśmiech. Opuściłem ręcę.
Dziewczyna rzuciła fartuch i niepewnie opuściła bar. Dobrze wiedziała, że to musi się skończyć. Też to wiedziałem, ale moja ostatnia nadzieja była tchórzem.
Zabrałem się za układanie czystych naczyń.
— Można? — usłyszałem chichot.
— Jest zamknięte.
— Daj starszemu panu coś do picia.
Podniosłem głowę i ujrzałem totalnie schlanego mężczyznę w średnim wieku. Zdesperowany okrążyłem barek i wygnałem człowieka na dwór.
— Żeby cię tu więcej nie widział — krzyknąłem i usłyszałem głośny dziewczęcy pisk. Szybko zatrzasnąłem drzwi do budynku i pobiegłem do miejsca, z którego dochodziły krzyki.
Ukryłem się za krzakami i ujrzałem młodą dziewczynę, która płakała z powodu krzyków starszego mężczyzny. Zdenerwowany podbiegłem tam i przywaliłem mu z liścia w twarz.
— Ostatni raz znęcasz się nad dziewczyną, rozumiesz?
Brunet wytarł spływający z wargi strumyk krwi i wyzwał dziewczynę, niechlujnie odchodząc. Szybko znalazłem się przy blondynce i ułożyłem ją na swoich ramionach. Była cała zziębnięta i wychudzona.
Zaczęła się wyrywać. Bała się mnie.
— Nie krzywdź mnie, proszę — wyszeptała, a ja poczułem, że mam nogi jak z waty. Ktoś ją skrzywdził. Tak bardzo jak kiedyś mnie. Poddałem się jej oporom i usadziłem na kamieniu, podtrzymując za plecy.
— Nie bój się. Jesteś bezpieczna — powiedziałem, mając nadzieję, że się trochę uspokoi, lecz ta cała czas drżała. Zdjąłem kurtkę i opatuliłem ją swoją kurtką.
— Zadzwonię po karetkę. — Dziewczyna momentalnie złapała mnie za rękę. Miała w oczach łzy.
— Proszę nie. Nie chcę tam wracać.
Bailee Lorens uciekła ze szpitala i grozi jej niebezpieczeństwo. Gdyby się znalazła prosimy o kontakt.
Przypomniałem sobie nocny telefon i kolejny raz spojrzałem na przestraszoną dziewczynę.
— Jak masz na imię?
— Bailee


W końcu się poznali. Jejeje. Jak się podoba?
Czekam na wasze opinię i do następnego. :)



niedziela, 6 września 2015

Rozdział 2 Silence and solitude


Bailee Pov's

    Przez uchylone okno, do wnętrza przedostał się zimny podmuch powietrza. Lekko zadrżałam i schowałam się pod szpitalną pierzyną. Byłam cała obolała, co oznaczało, że leki przeciwbólowe przestały już działać. Cicho westchnęłam i zamyślona wczorajszymi wydarzeniami wpatrywałam się cały czas w jeden punkt na ścianie. Dopiero, gdy ktoś mignął mi ręką przed oczami, zdołałam wrócić na ziemię. Przekręciłam się w drugą stronę, gdzie czekali na mnie lekarz. Jednak nie był sam. Tuż obok niego stał dosyć wysoki policjant. Był dość młody. Wyglądał na nie wiele starszego ode mnie. Z zaszklonymi oczami schowałam się pod kołdrę, dając im jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty z nimi rozmawiać.
      — Bailee? — usłyszałam głos wąsatego, jednak się nie odezwałam. Jego wzrok powędrował na czerwoną pościel, a wzrok utkwił na pociętych nadgarstkach. Nie chciałam rozmawiać o wczorajszej nocy. Potrzebowałam to wyrzucić z siebie, ale jeszcze nie teraz. To samo jeszcze do mnie w całości nie dotarło. To wszystko co się zdarzyło, mogło się inaczej potoczyć. Zdesperowani czekali aż wypowiem choć jedno słowo, jednak tak się nie stało. Słyszałam ich ciche szepty, a po chwili zostałam już sama z lekarzem.
           — Dziewczyno, dlaczego to zrobiłaś? — zapytał spoglądając na moje ranne nadgarstki.
Nawet na niego nie spojrzałam. Nie potrafiłam tego zrobić. Czułem do siebie wstręt. Jestem tylko słabym głupim dzieckiem. Nikim więcej. 
Wąsaty obandażował mi nadgarstki i usiadł na krzesełku obok. Obróciłam się do niego tyłem. Słyszałam jego ciche westchnienie. Nadal miał nadzieję, że uda mu się mnie przełamać. Nie chciałam, żeby tak się stało. Już nikogo nie potrzebuję. Nauczyłam się, że mogę polegać tylko na sobie. Ludzie są beznadziejni.
      Spojrzałam w jego stronę i napotkałam jego wzrok. Próbowałam ukryć wypływające łzy, lecz były silniejsze ode mnie. Wtuliłam się do poduszki i zamknęłam powieki, udając, że jestem zmęczona. Chciałam zostać sama. Po około dwudziestu minutach usłyszałam jak doktor wychodzi z sali. Pochrapując udawałam, że śpię, jednak gdy tylko poszedł, odetchnęłam z ulgą. Z przymrużonymi oczami, zauważyłam, że pomieszczenie jest puste. Podniosłam głowę. Myślałam, że zostanę już sama, jednak napotkałam na drodze ten znajomy uśmiech staruszki. Weszła do pomieszczenia z siatką owoców, układając mi je na szafce nocnej.
      — Jak się czujesz? — zapytała po raz kolejny już dzisiaj, ale nadal nie umiałam jej odpowiedzieć na to pytanie. Fizycznie nie czułam się tak źle, ale psychicznie czułam, że się staczam. Nie chciałam by ktoś pytał o to co się wydarzyło. Wstydziłam się tego, że byłam taka słaba i dałam się wykorzystać. Teraz będzie to we mnie żyło, już do końca życia.
Nawet nie zwróciłam uwagi, że staruszka na chwilę wyszła. Zostawiła swoje rzeczy, co oznaczało, że jeszcze tu wróci. Zdąrzyłam w tym czasie Znowu się zamyślić. Gdy to robięskupiam się tylko na tym. Wszystko dookoła nie jest w tym czasie ważne. Jestem tylko ja i moje myśli.
      Z powrotem ułożyłam się na łóżku i skuliłam w kłębek. Cisza i samotność to teraz nowa ja. Odwaga zniknęła, a razem z nią siła, a przeżyłam w życiu więcej niż nie jeden dorosły człowiek.



" Znowu poczułam ten zapach. Tą woń alkoholu. Nawet nie musiałam wchodzić do środka.
— Nienawidzę was — krzyknęłam, a po domu rozeszło się echo, która przyćmiła głośna muzyka. "



Wróciłam do rzeczywistości, gdy starsza kobieta mignęła mi przed oczami.
      — Aniołku... — zaczęła, a ja spotkałam się z jej wzrokiem. Trzymała w dłoniach jakieś kartki, a na zewnątrz stała jakaś niewysoka kobieta w okularach.
         — Wszyscy już wiedzą w jakiej jesteś sytuacji. Tam ci będzie lepiej — powiedziała, cały czas się trzęsąc. 
Doskonale wiedziałam o czym mówi. Chcą mnie wysłać do domu dziecka. Nie pójdę tam! Za żadne skarby. Nie mogą mi tego zrobić. 
W moich oczach wezbrały się łzy.
Cicho zakasłąłam i schowałam się pod pierzyną, udając zmęczenie. Potrzebowałam pomyśleć w samotności.
Usłyszałam skrzypienie drzwi. Staruszka wyszła, Mam szesnaście lat, a przeżyłam więcej niż nie jeden dorosły człowiek. Nie radzę sobie. Czy to tak trudno zrozumieć? Potrzebuję czasu.
      Do końca dnia nie odezwałam się do nikogo. Kobieta również nie pojawiła się więcej w szpitalu. Lekarze co chwila przychodzili sprawdzić jak się czuje, jednak nie zwracałam na nich większej uwagi. Gdy nastał wieczór pielęgniarki zaszyły się w swoim gabinecie, a korytarze stały się niemal opustoszały. Denerwował mnie widok policjanta, który zmienił właśnie swojego poprzednika. Musiałam czekać następną godzinę, czekając aż zamknie powieki i zabierze go stąd Morfeusz. Teraz miałam szansę, żeby stąd uciec. Zostawić za sobą wszystkie problemy. Jeżdli tu zostanę, do końca tego tygodnia wyślą mnie do domu dzoecka. Nie chcę tego.Poradzę sobie. Sama. Wydostałam się z łóżka i postawiłam wychudzone ciało na zimnej podłodze z drewna. Lekko się zatrząsłam. Było mi strasznie zimno, a mój organizm widocznie teraz zaczął się buntować. Nie poddam się. Nie teraz — pomyślałam i podreptałam na palcach do przeszklonych drzwi. Policjant nawet nie drgnął, gdy przechodziłam obok. Obolała dotarłam pod wyjście z oddziału i schodami skierowałam się w stronę wyjścia. Wszyscy ludzie spali, jednak w oddali zauważyłam bladego małego chłopca. Miałam już go ominąć, jednak tknięcie w sercu nie pozwoliło mi na to. Maluch miał może z osiem lat, nie miał włosków. Spojrzałam na oddział, w którym się znajdowałam. Onkologia.
Cicho westchnęłam i podbiegłam do płaczącego chłopca. Dziecko widząc mnie wtuliło się we mnie, mocząc mi całe ubranie.
— Ciii... nie płacz — powiedziałam.
Wiedziałam, że nie mam dużo czasu. Chłopiec nagle wyszarpał się ode mnie i uciekł. Zdezorientowana zauważyłam przez okno, jak jego ojciec na niego krzyczy i biegnie w moim kierunku. Przestraszona dobiegłam do wyjścia i wybiegłam na zewnątrz. Mocny deszcz runął nagle na ziemię, jednak nie powstrzymał mnie. Dobiegłam do bramy, a gdy zauważyłam jadącą karetkę i biegnących lekarzy, schowałam się za krzakami. Nie miałam zbyt dużo siły. Ostatnimi krokami dobiegłam do starej rudery nieopodal szpitala. Chciałam tam przenocować i potem ruszyć dalej. Nie mogłam wrócić do domu. Do tego piekła. Już noc nie jest takie jakie powinno być. Moje życie zniknęło, a ja razem z nim. Przymknęłam lekko powieki i z bólu zasnęłam.

Niall Pov's



Było po dwudziestej pierwszej, a ja dzisiaj ani razu nie wstałem z łóżka. Byłem na siebie zły za ostatnią noc. Obiecałem sobie, że alkohol już nigdy nie będzie mi potrzebny, jednak on wygrał ze mną tę bitwe. Znowu zdążył nade mną zapanować. Jesteś mięczakiem, Niall — pomyślałem.
        Kiedyś alkohol pozwalał mi się odstresować, zapomnieć. Po kolejnym łyku, czułem do siebie wstręt. To nie było normalne, ale dzięki temu dawałem rady zapomnieć o swojej przeszłości, która zostawiła wiele nieodwracalnych ran na mojej psychice.
— Wszystko w porządku? — Do pokoju wtargnęła zdziwiona staruszka.
— Tak, pani Gilbert. Wszystko okej — powiedziałem. Chciałem ją trochę uspokoić. Nie chciałem, żeby się o mnie martwiła. Pani Gilbert wszystko przeżywa podwójnie. 
— Dobranoc, Niall. — Tym razem to pani Gilbert była pierwsza.
— Dobranoc, pani Gilbert.
Uśmiechnąłem się na myśl o staruszce i zasnąłem we wczorajszych ubraniach.
      Z mocnego snu, wyrwał mnie głośny dzwonek telefonu staruszki. Przekręciłem się na drugi bok i zakryłem poduszką, cicho pojękując. Miałem nadzieję, że dźwięki ustaną, jednak ktoś nie ustępował ciągle dobijając się do staruszki.
Zdenerwowany pobiegłem do pokoju pani Gilbert i cicho zastukałem, przed wejściem do środka. Kobieta nawet się nie przebudziła. Miała mocny sen, bo słyszałem jeszcze jej głośne chrapanie. Przykryłem jej rozwaloną kołdrę i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
— Słucham? — zapytałem.
Po drugiej stronie słyszałem czyjś zdyszany głos.
— Mogę poprosić twoją babcię? — uszłyszałem i wyszedłem z pokoju, żeby nie obudzić kobiety.
— Pani Gilbert śpi, mogę w czymś pomóc?
— Bailee Lorens uciekła ze szpitala i może grozić jej niebezpieczeństwo. Gdyby się pojawiła prosimy o kontakt.

Tam, tam, tam... W końcu zaczyna się coś dziać. Chyba dobrze?
Tak w ogóle, to hej, jak tam w szkole? 
Mi od razu w środę zadali wypracowanie. Ehh... No nic.
Za tydzień następny. Może poznacie nowych bohaterów. Kto wie? Haha Tak, uwielbiam spojlerować.
Dziękuję za każdy komentarz.
Do zobaczenia, ludziska.
Wytrzymania na lekcjach.
Buziaki, Ola. :*
Theme by violette