niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5 Anorexia








Niall Pov's

Po południu ze snu wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka telefonu. Liam miał dzwonić w tych godzinach, wiec nie było zaskoczeniem, kiedy w słuchawce po drugiej stronie, usłyszałem znajomy głos kuzyna. 
— Halo? — wymruczałem, przecierając rękami zaropiałe oczy. 
— Jestem już niedaleko pensjonatu, zaraz będę. — Rozłączyłem rozmowę i w pośpiechu włożyłem na siebie czarny T-Shirt Nirvany i szare adresy. Przeczesałem ręką włosy i skierował em się do kuchni, gdzie zastałem Steffen i panią Gilbert konsumujące drugie danie obiadu. Brakowało tutaj tylko jednej kruchej postaci. Na myśl o Bailee, przypomniała mi się ostatnia noc. Wyglądała jak z kpieskiego horroru.
— O czym myślisz, Niall? — usłyszałem zachrypnięty głos siedem nastolatki, która z chęcią przegryzała nugetsy, przygotowane przez panią Gilbert. Spojrzałem w jej kierunku budząc się z głębokiego transu i posłałem sztuczny uśmiech.
— Zamyśliłem się.
Zasiadłem do stołu. Staruszka biegała pocchuchni, dorabiając dla mnie jedzenia, a ja wpatrywałem się w szary punkt na stole, nie mogąc się na niczym skupić.
— Niall, ja nie wiem, czy powinnam zawracać głowę twojemu kuzynowi, Będę dla niego tylko ciężarem.— powiedziała, lekko speszona. Nie była do końca przekonana do tego wyjazdu, ale to była jedyna szansa, żeby uciekła od tortur swojego ojca. Spuściła głowę, unikając mojego wzroku.
— Nie będziesz żadnym ciężarem Steffi. Zgodził się ci pomóc. Pomoże ci. Jeżeli będziesz chciała pogadać, pamiętaj, że masz mnie. Dzwoń o każdej porze. Dobrze?
— Tak. Dziękuję — powiedziała i wytarła spływające z jej policzków łzy.
— Hej, Uśmiechnij się. Będzie dobrze — powiedziałem i od razu ujrzałem na twarzy dziewczyny promienny uśmiech.
— Od razu lepiej. — Potargałem jej blond czuprynę. Dziewczyna wróciła do jedzenia, a ja upiłem łyk, postawionej przed nosem kawy.
Gdy usłyszałem trąbienie pod oknem, momentalnie zerwałem się na równe nogi i pobiegłem w stronę drzwi wyjściowych. W nowym niebieskim ,Fordzie ujrzałem dorosłą twarz kuzyna, którego nie widziałem od sześciu lat. Rozpromoeniony wyszedł z pojazdu i przywitał się jak za dawnych lat. 
— Wyrosłeś, Niall — usłyszałem. 
Liam gdy ostatni raz go widziałem miał szesnaście lat. Był pulchnym nastolatkiem, jednak teraz jego waga przyciąga uwagę i nabrał bocepsów, a jego brązowa czupryna, była ułożona wysoko na żel, co dodawało mu urody.
Zaprosiłem go do środka i zaprowadziłem do kuchni, aby poznał siedemnastolatkę.
— Steffa to jest mój kuzyn, Liam.
— Miło mi cię poznać, młoda — Ucałował rękę dziewczyny jak prawdziwy gentelman i usiadł przy stole, gdzie siedziała nadal skrępowana Steffa. Liam zaczął rozmowę, przez.co dziewczyna mogła zostać przy swojej nieśmiałości. Pani Gilbert po przyjeździe Liama, ulotniła się na chwilę do sklepu, a ja skierowałem się do pokoju Bailee. Od nocy, nie widziałem ją na oczy. Nie przyszła na obiad, co sprawiło, że zacząłem się o nią martwić.Była zdecydowanie za chuda. Wyglądała mi na anorektyczkę. 
Zapukałem delikatnie w drzwi, jednak nie usłyszałem w odpowoedzi nawet cichego pomruku. Ponowiłem próbę, jednak nadal bez skutku. Bezredny, uchyliłem lekko drzwi i przez.cienką szparę, zauważyłem,.że siedziała z podkulonymi nogami, opierając głowę na kolanach. Miała mokre policki od łez, co oznaczało,.że płakało. Sam na jej widok, poczułem,.że spływa z moich oczu pojedyncza łza. Cokolwiek się stało, ona teraz bardzo cierpi. Ktoś ją skrzywdził, nie wiem jak, ale zrobił to. Muszą go znaleźć. Musi odpokutować za to, w jakim teraz jest stanie. 
Zamknąłem z powrotem drzwi. Przez sekundę, widziałem jak ostatni raz zerka w moich kierunku, jednak na tym popszestała.
Bezradny wrócił em do pokoju. Nie miałem już ochoty na jedzenie. Odpaliłem google i wpisałem z ciekawości Bailee Lorens. Może dowiem się co się tak naprawdę stało, z dziewczyną. Wiedziałem, że pani Gilbert mi nic nie powie. Uważa, że jeżeli będzie chciała, sama mi to powie.
W wyświetleniach nie znalazłem niczego, z ostatnich kilku dni, jedynie zdjęcia ze zwycięskich olimpiad Z kilku lat przed
 Wkliknąłem w jedno zdjęcie. Była taka szczęśliwa i uśmiechnięta. Zupełne przeciwieństwo.dzisiejszej Bailee.
Z zamyślenia wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. W wejściu stał mój kuzyn
— Zaraz wyjeżdżamy — usłyszałem głos Liama. Usiadł na łóżku obok mnie i spojrzał na wyświetlacz.
— Co się dzieje, młody? Laska zawróciła ci w głowie? — Poruszył zabawnie brwiami, wywołując uśmiech na mojej twarzy.
— Zawróciła, ale w innym stopniu. Ktoś ją skrzywdził i nie mam pojęcia jak jej pomóc.
— Daj jej czas. Musi ochłonąć, sam przecież wiesz jak to jest.
— Może masz rację. Po prostu nie mogę patrzeć, jak się stacza. Nie chcę, żeby było tak jak ze mną.
Przerwaliśmy rozmowę, bo Steffa z walizkami weszła do środka. Podeszła do mnie z załzawionymi oczami i wtuliła najmocniej jak potrafiła.
— Jesteś wspaniały, Niall. Dziękuje — usłyszałem z jej ust.
— Musimy już jechać
— To my będziemy się już zbierać. — Liam wstał na równe nogi, czekając na swoją nową towarzyszkę.
— Trzymaj się mała — wyszeptałem  jej do ucha i pocałowałem w czoło, odprowadzając oboje do wyjścia. Pomogłem przenieść jej walizki do bagażnika, po czym wrócił em na werandę, machając wyjazdowiczom. W Londynie będzie miała życie, jakie powinna mieć. W końcu będzie mogła dostać szczęście, na które zasłużyła. Odprowadziłem ich wzrokiem, po czym ze łzami w oczach, wraz z panią Gilbert wróciliśmy do środka.
— Steffa to bardzo sympatyczn dziewczyna — powoedziała staruszka, wracając do codzoennyxh zajęć w pensjonacie.
— Tak to prawda. Steffa to urocza nastolatka. Mam wielkie szczęście, że ją poznałem. Czasem ma niesmawowote poczucie humoru. — Staruszka zaś miała się, wkładając rzeczy do zmywarki.
— Powiedziałem coś nie tak? — zapytałem lekko zakłopotane. Przeczesałem bujną czuprynę i skorzystałem z dobrego humoru starszej pani, dostając panicznego napadu śmiechu. Gdy wreszcie się uspokoiłem skończyliśmy temat i oboje w ciszy załatwialiśmy swoje sprawy.
— Rozmawiała pani dzisiaj z Bailee? — zapytałem, wycierając ręcznikiem zabrudzone ręce.
— Nie chciała rozmawiać. Zamknęła się w sobie. — Staruszka przerwała wykonywane czynności i oparła się plecemi o blat.
— Ma tylko szesnaście lat. Jest jeszcze taka młoda.

***

Wieczorem zbierałem się na kolejną nocna zmianę w klubie "Juliett". To pierwszy dzień, bez mojej ulubionej towarzyszki. Na samą myśl, nie kiałem ochoty spędzić tam całej nocy, jednak to jedyny sposób, na zarabianie na życie. Starsza pani i tak pomaga mi jak może, nie biorąc ode mnie za czynsz, jednak przynsjmniej połow3 wyznaczonej na początku lwoty staram się jej oddawać. Zebrałem potrzebne rzeczy i skierowałem się w stronę wyjścia. Zawiązałem czarne conversy i misłem już wychodzoć, kiedy usłyszałem ogromny huk, dochodzący z pokoju Bailee. Odłożyłem czarną torbę Adidas. W szybkim tempie wtargnąłem do pokoju dziewczyny, który był zamknięty na klucz. Mocnym kopnięciem wywarzyłem.drzwi i znalazłem się przy dziewczynie, która leżała na ziemi. ZUważyłem, że ma podcięte żyły na nadgarstkach. Rozdarłem swój T-Shirt i obwiązałem nim nadgarstki dziewczyny.
— Bailee. — Potrząsnąłem dziewczyna.
— Bailee — krzyczałem zrozpaczony.
W drzwiach pojawiła się przestraszona pani Gilbert.
— Niall co się dzieje? — Staruszka ze mnie przerzuciła swój wzrok, na nie dającą żadnych oznak życia szesnastolatkę.
— Niech pani dzwoni po karetkę!

Ból psychiczny zwyciężył nad Bailee. Nie wytrzymała. Zrobiła to. Chciała popełnić samobójstwo.


Ktoś to jeszcze czyta? :(



niedziela, 20 września 2015

Rozdział 4 It's just a dream

Niall Pov's

Cały czas ukradkiem spoglądałem na zaziębioną dziewczynę. Nie ufała mi. Widziałem, że się mnie boi, co mnie coraz bardziej przygnębiało. Chciałem jej pomóc, ale mi to utrudniała.
— Bailee — wyszeptałem.
Blondynka wzdrygnęła się, gdy wypowiedziałem jej imię. Ze spuszczoną głową wpatrywała się na brud na białej smudze śniegu. Zrobiłem zdecydowany krok w jej stronę, ale dziewczyna jak na zawołanie przycisnęła się jeszcze bardziej do ściany pubu i przestraszonym wzrokiem błądziła dookoła. Była cala rozpalona, bo jej twarz, od kilku minut zmieniała kolory.
— Nie skrzywdzę cię. — Wyciągnąłem w jej stronę dłoń.
Spojrzała na nią przelotnie, po odwróciła od niej wzrok.
— Nie bój się. Zaufaj mi — powiedziałem. Słyszałem jej ciche szlochanie. Naprawdę mnie ono zdołowało. Nie lubiłem, gdy dziewczyna płakała.
— Pani Gilbert na pewno się o ciebie martwi. Przeziębisz się. Daj sobie pomóc.
Zauważyłem, że na wzmiance o staruszce, coś ją nagle tknęło. Spojrzała na mnie załzawionymi oczami i oplotła ramiona wokół ciała. 
— Skąd znasz panią Gilbert? — zapytała cieniutkim głosikiem, cicho pokasłując. Zbliżyłem się w jej kierunku. Tym razem nie protestowała. Nie wiem, czy to dlatego, że nie czuje zagrożenia z mojej strony, czy dlatego że nie ma już gdzie uciekać. Co by nie było poskutkowało. Potrzebuje pomocy i to się teraz liczy.
Usiadłem obok kruchej postaci i oplotłem ją własnymi ramionami, dając jej falę przyjemnego ciepła. Zdecydowanie przysunęła się bliżej i wtuliła w mój tors. Ułożyła dwie rączki na mojej klatce piersiowej, a ja uniosłem ją w powietrzu i ułożyłem jak małe dziecko na rękach. Bailee ułożyła głowę na moim ramieniu i zamknęła powieki, układając się do snu. Była zmęczona, bo po chwili słyszałem jak cicho pochrapuje.
W ciszy szedłem w stronę pensjonatu. Cały czas obserwowałem, czy z dziewczyną wszystko dobrze. Nabrała kolorów, co znaczy, że  jej stan się poprawił. Zmyłem strużkę krwi z jej wychudzonego ciała. Była cała rozpalona.
Otworzyłem furtkę i zapukałem delikatnie do drzwi, by nie zbudzić blondynki. Pani Gilbert człapała do drzwi. Ze smutnym uśmiechem na twarzy otwierała drzwi. Szybko ułożyłem palec wskazujący na ustach, kobieta momentalnie zbladła. Wskazała wolny pokój, gdzie ułożyłem dziewczynę na wygodnym materacu i okryłem jej ciało kocem, aż pod samą szyję. Blondynka wtuliła głowę w poduszkę i cicho pojękując przekręciła się na drugi bok.
Wróciłem do pokoju, zza balustrady zauważyłem załamaną staruszkę,
— Przepraszam — powiedziałem, jeszcze za nim odkręciła się w moim kierunku.
W szybkim tempie podszedłem do niej i mocno do siebie przytuliłem. Tak jak wnuk przytula swoją babcię.
Kobieta cicho zaszlochała. W skupieniu czekałem, jak coś powie, jednak po długiej chwili bez,ynności zaparzyłem melisy i podałem staruszce.
— Doktor dzwonił jak tylko wyszedłeś.
Cicho westchnąłem. Chciałem dobrze, ale jak zawsze nie pomyślałem, że kłamstwo ma krótkie nogi.
— Dziękuję, że ją znalazłeś. Martwiłam się — złapała za moją dłoń i sztucznie się uśmiechnęła.
— Kim tak właściwie jest Bailee? — zapytałem, a kobieta widocznie się ożywiła. Tak jakby przeżywała coś na nowo. Patrzyła się w jeden punkt i widziała coś, czego ja nie widzę.
— Dwa dni temu znalazłam ją pod pensjonatem całą zakrwawioną.  Opiekuję się nią. Odwiedzam ja codziennie. Staram się, nie zostawiać jej w potrzebie — powiedziała, gestykulując rękami.
— Co z jej rodziną? — zapytałem i tak już pełny informacji.
— To dość drażliwy temat, Niall. Nie sądzę, że Bailee wyraziłaby zgodę, żeby ci to powiedzieć. 
Bezradnie spojrzałem na kobietę. Miałem tryliard myśli, jednak przypomniałem sobie o kruchej siedemsnatolatce, która na pewno na mnie czeka.Przez to całe zdarzenie z Bailee, siedemnastolatka wyleciała mi z głowy.
Opatuliłem się ciepła futrzaną kurtkę i w szybkim tempie powędrowałem do klubu, pod którym znalazłem zapłakaną dziewczynę. Rzuciłem wszystko i przytułiłem ją do piersi.
— Wszystko dobrze — wyszeptałem jej do ich, a dziewczyna głośno zaszło hala.
— Uderzył mnie — usłyszałem.
Widziałem jak wszystko się we mnie buzuję. Cały czas próbuję nad sobą panować. Tak było i teraz. Gdyby nie to, że trzymałem w swoich ramionach ofiarę, na pewno rzucałbym teraz krzesłami.
Otworzyłem kluczami drzwi do środka i pomogłem jej się rozebrać. Przelotnie zobaczyłem jej limo pod jej okiem. Wzdygnąłem się na sam widok i usiadłem na przeciwko niebieskookiej.
— Niall co teraz ze mną będzie? — zapytała.
Miała spuszczoną głowę i kurczowo trzymała się łapki od walizki.
— Dzisiaj przenocujesz w pensjonacie, a jutro przyjedzie po ciebie mój kuzyn, żeby ojciec cię nie znalazł. Będzie dobrze Steff. Obiecuje. — Posłałem jej ciepły uśmiech, który dziewczyna odwzajwmniła. Została ze mną do końca mojej nocnej zmiany. W pół do trzecie, klienci zaczęli znikać i gdy ostatni klient opuścił budynek, posprzśtałem śmieci i zamknąłem budynek, ze śpiącą Stwffą na ramionach. Przez głośny szum wiatru, od razu się przebudziła, wiec dalej szła sama, co chwila podpierając się mojego ramienia. Zapukałem lekko do drzwi i gdynikt mi nie potworzył, wyjąłem klucze z doniczki i przekręciłem w zamku. Zaprowadziłem dziewczynę do wolnego pokoju.
— Niall? — zapytała, przekręcając się na drugi bok.
— Tak, Steff. Śpij dobrze. — Ucałowałem ją w czoło i sam rzuciłem się na swój tapczan,zapełniony brudnymi ciuchami. Zrzuciłem je z łóżka i rzuciłem się zasypany pod kołdrę, a już po kilku minutach spalem jak zabity.

***
Głośny krzyk wybudził mnie ze snu. Czuwałem na wypadek, gdyby groziło niebezlieczenśtwo Steffie, więc pierwsza na myśl przyszła mi właśnie ona. Pani Gilbert spała zawsze jak aniołek.
Założył m na siebie szybko krótkie sportowe .spodenki i ruszyłem do pokoju w głębi korytarze. Przez uchylone drzwi, zauważyłem jak dziewczyna przekręca si3 na drugi bok, wydając.z.siebie jedynie pojedyncze jęknięcia. Spała jak aniołek. Uśmiechnąłem się do dziewczyny i cicho przymknąłem drewniane drzwi od jej pokoju. Zdesperowany zawróciłem, gdy usłyszałem ponowne krzyki, dochodzące z pokoju Bailee. Szybko wtargnąłem do środka. Dziewczyna rzucała się po całym łóżku. Miała silne drgawki.
— Zostaw mnie — usłyszałem kilkakrotnie i rzuciłem się w stronę dzoewczyny, łapiąc ją za kruche ręce i uniemożliwiając jakikolwiwk ruch. W przeciwnym wypadku, mogłaby sobie coś zrobić.
— Bailee spokojnie. Wszystko jej w porządku. Nikt cię nie skrzywdzić — powiedziałem. Drgawki ustały, jednak dziewczyna nadal się szarpała.
— Bailee słyszysz? Przestań. Nikogo tu nie ma. To tylko sen. — Jak na zawołanie uspokoiła się i wróciła z powrotem do snu.
Odetchnąłem z ulgą i przykryłem ją kołdrą, do szyi, a dziewczyna przeciągnęła przez nią rękę. Usiadłem na krzesełku obok dziewczyny. Balem się, że atak znowu nastąpi. Po trzydziestu minutach poszedłem z powrotem do siebie. Zegarek wskazywał 5:50. Ułożyłem się z powrotem do snu i po długotrwałym wierceniu, zasnąłem, udając się do krainy Morfeusza.




Cześć wszystkim!
Dziękuję za wszystkie komentarze. Mam taki zawrót głowy w liceum, że głowa mała. Cały czas siedzę przy lekciach. Naszczęście mam kilka zapasowych rozdziałów.
Was też tak męczą?
No nic. Do następnego miśki.
Ola.

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 3 Don't hurt me, please.



Niall Pov's

Reszty nocy nie dałem rady przespać. Rano o świcie wstałem do kuchni zaparzyć sobie gorące kakao. Nie budziłem pani Gilbert. Powinna się wysypiać, ze względu na swój wiek. Starałem się ją wyręczać. Ma już swoje lata i nie jest okazem zdrowia, jak za dawnych lat. 
Odgarnąłem blond czuprynę i zaspanym krokiem oparłem się o lodówkę w rogu pomieszczenia. Sięgnąłem w głąb i wyjąłem mleko. Wlałem białą ciecz do garnka i zagrzałem do gorąca. Upiłem pierwszy łyk i usiadłem przy stole, czekając na pobudkę staruszki. Byłem bardzo ciekawy kim jest ta cała Bailee. Dziwi mnie, że uciekła ze szpitala, skoro coś jej dolega. Zamachnąłem się ręką i przewróciłem kubek kakao, która rozbiła się na milion małych kawałeczków. Przekląłem pod nosem i zacząłem zbierać największe kawałki, starając się nie obudzić reszty z pensjonatu. Zmiotłem szkło do śmietnika i wróciłem do pokoju, rzucając się z powrotem do łóżka. Dopiero teraz odczułem zmęczenie, po nieprzespanej nocy. Ułożyłem głowę na poduszce. Przez poranny incydent, zapomniałem o nocnym telefonie.
***
Głośny dźwięk sms-a wybudziła mnie ze snu zimowego. Wyciągnąłem do góry ręce i zaspanym wzrokiem spojrzałem na zegarek w odbiorniku telewizyjnym, który wskazywał południe. Niechętnie przyjąłem pozycję siedzącą i złapałem za urządzenie mobilne, zrzucając brudne skarpetki z szafki nocnej.

Od: Ashton
Mike wziął dzień wolnego, przyjdziesz na nocną zmianę?

Wklikałem w telefon zdecydowaną odpowiedź i rzuciłem urządzenie w kąt łóżma. Przerzuciłem przez ramiona luźny biały t-shirt i zszedłem na dół do recepcji. Pani Gilbert przeglądała sterte papierów za lada.
            — Dzień dobry — zawołałem, ale kobieta nie usłyszała. Ponowiłem próbę, a uśmiechnięta kobieta spojrzała w moim kierunku.
            — Dzień dobry, Niall — powiedziała i niechętnie wróciła do swoich poprzednich czynności. Miałem jej powiedzieć o Bailee, ale zdecydowałem się tego nie robić. Nie chciałem jej niepotrzebnie denerwować. Zabrałem jej kilka stert papieru i zacząłem segregować w porządku alfabetycznym. Nigdy mnie nie prosiła o pomoc, ale widzę, że coraz bardziej jest jej potrzebna. Jak na zawołanie spotkałem się z jej spojrzeniem. Uśmiechnęła się do mnie. Wprowadziła w moim życiu wiele zmian, ale ja też chyba to zrobiłem.
***
Od razu, gdy pomogłem pani Gilbert w porządkach w pensjonacie, wyszedłem z domu, odwiedzić Luke, mojego najleszego przyjaciela. Znamy się od wielu lat, lecz do niedawna byliśmy rywalizującymi wrogami. Od wtorkowej imprezy nie rozmawialiśmy ani razu, a on nie dawał znaku życia. Zatrzymałem się przy pubie "Juliett" i przekręciłem klamkę. W środku zastałem Steffę, siostrę Hemmingsa.
— Cześć Niall— zawołała siedemnastolatka.
— Cześć Stef — przytuliłem dziewczynę, łapiąc ją w talii. Blondyna cicho zachichotała i usiadła na krześle za ladą i kurczowo zasłaniała twarz dłonią. Zdenerwowany podszedłem do niej i wyrwałem rękę z posiniaczonego policzka.
— Ojciec cię uderzył? — zapytałem poruszony całą sytuacją, a niebieskooka niechętnie pokiwała głową. Uderzyłem pięścią w blat. Byłem wkurzony. Nienawidziłem, gdy ktoś krzywdził dziewczynę. Takie aniołki jak Steffa, powinno się szanować.
— Niall uspokój się, Proszę. — Poczułem jej drobne rączki na swoicj ramionach. Pod wpływem jej smutnego wzroku, usiadłem z powrotem na miejsce, chowając jej kruche rączki w swoje dłonie.
— Gdzie jest Luke? — Dziewczyna spuściła głowę, wpatrując się w brudną podłogę.
— Wyjechał. Ponoć znalazł dobrą fuchę — wyszeptała, wciąż ze spuszczoną głową.
— Posłuchaj mnie Steffa. — Złapałem jej kruchą twarz w swoje dłonie. Blondynka niechętnie spojrzała w moim kierunku.
— Idź, spakuj się i wróć do pubu, dobrze?
— Nie mogę Niall. On mi nie pozwoli. Znowu mnie skrzywdzi — wydukała, przez łzy.
— Nie pozwolę na to. Rozumiesz? Nie daj się gnębić. Dobrze wiesz, że musisz z tamtąd uciec.
— Mam pracę Niall. — Próbowałą zmienić temat.
Gdy chciała odchodzić, złapałem ją za nadgarstki.
— Zastąpię cię. — W oczach Steffy pojawiły się łzy, a zarz potem smutny uśmiech. Opuściłem ręcę.
Dziewczyna rzuciła fartuch i niepewnie opuściła bar. Dobrze wiedziała, że to musi się skończyć. Też to wiedziałem, ale moja ostatnia nadzieja była tchórzem.
Zabrałem się za układanie czystych naczyń.
— Można? — usłyszałem chichot.
— Jest zamknięte.
— Daj starszemu panu coś do picia.
Podniosłem głowę i ujrzałem totalnie schlanego mężczyznę w średnim wieku. Zdesperowany okrążyłem barek i wygnałem człowieka na dwór.
— Żeby cię tu więcej nie widział — krzyknąłem i usłyszałem głośny dziewczęcy pisk. Szybko zatrzasnąłem drzwi do budynku i pobiegłem do miejsca, z którego dochodziły krzyki.
Ukryłem się za krzakami i ujrzałem młodą dziewczynę, która płakała z powodu krzyków starszego mężczyzny. Zdenerwowany podbiegłem tam i przywaliłem mu z liścia w twarz.
— Ostatni raz znęcasz się nad dziewczyną, rozumiesz?
Brunet wytarł spływający z wargi strumyk krwi i wyzwał dziewczynę, niechlujnie odchodząc. Szybko znalazłem się przy blondynce i ułożyłem ją na swoich ramionach. Była cała zziębnięta i wychudzona.
Zaczęła się wyrywać. Bała się mnie.
— Nie krzywdź mnie, proszę — wyszeptała, a ja poczułem, że mam nogi jak z waty. Ktoś ją skrzywdził. Tak bardzo jak kiedyś mnie. Poddałem się jej oporom i usadziłem na kamieniu, podtrzymując za plecy.
— Nie bój się. Jesteś bezpieczna — powiedziałem, mając nadzieję, że się trochę uspokoi, lecz ta cała czas drżała. Zdjąłem kurtkę i opatuliłem ją swoją kurtką.
— Zadzwonię po karetkę. — Dziewczyna momentalnie złapała mnie za rękę. Miała w oczach łzy.
— Proszę nie. Nie chcę tam wracać.
Bailee Lorens uciekła ze szpitala i grozi jej niebezpieczeństwo. Gdyby się znalazła prosimy o kontakt.
Przypomniałem sobie nocny telefon i kolejny raz spojrzałem na przestraszoną dziewczynę.
— Jak masz na imię?
— Bailee


W końcu się poznali. Jejeje. Jak się podoba?
Czekam na wasze opinię i do następnego. :)



niedziela, 6 września 2015

Rozdział 2 Silence and solitude


Bailee Pov's

    Przez uchylone okno, do wnętrza przedostał się zimny podmuch powietrza. Lekko zadrżałam i schowałam się pod szpitalną pierzyną. Byłam cała obolała, co oznaczało, że leki przeciwbólowe przestały już działać. Cicho westchnęłam i zamyślona wczorajszymi wydarzeniami wpatrywałam się cały czas w jeden punkt na ścianie. Dopiero, gdy ktoś mignął mi ręką przed oczami, zdołałam wrócić na ziemię. Przekręciłam się w drugą stronę, gdzie czekali na mnie lekarz. Jednak nie był sam. Tuż obok niego stał dosyć wysoki policjant. Był dość młody. Wyglądał na nie wiele starszego ode mnie. Z zaszklonymi oczami schowałam się pod kołdrę, dając im jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty z nimi rozmawiać.
      — Bailee? — usłyszałam głos wąsatego, jednak się nie odezwałam. Jego wzrok powędrował na czerwoną pościel, a wzrok utkwił na pociętych nadgarstkach. Nie chciałam rozmawiać o wczorajszej nocy. Potrzebowałam to wyrzucić z siebie, ale jeszcze nie teraz. To samo jeszcze do mnie w całości nie dotarło. To wszystko co się zdarzyło, mogło się inaczej potoczyć. Zdesperowani czekali aż wypowiem choć jedno słowo, jednak tak się nie stało. Słyszałam ich ciche szepty, a po chwili zostałam już sama z lekarzem.
           — Dziewczyno, dlaczego to zrobiłaś? — zapytał spoglądając na moje ranne nadgarstki.
Nawet na niego nie spojrzałam. Nie potrafiłam tego zrobić. Czułem do siebie wstręt. Jestem tylko słabym głupim dzieckiem. Nikim więcej. 
Wąsaty obandażował mi nadgarstki i usiadł na krzesełku obok. Obróciłam się do niego tyłem. Słyszałam jego ciche westchnienie. Nadal miał nadzieję, że uda mu się mnie przełamać. Nie chciałam, żeby tak się stało. Już nikogo nie potrzebuję. Nauczyłam się, że mogę polegać tylko na sobie. Ludzie są beznadziejni.
      Spojrzałam w jego stronę i napotkałam jego wzrok. Próbowałam ukryć wypływające łzy, lecz były silniejsze ode mnie. Wtuliłam się do poduszki i zamknęłam powieki, udając, że jestem zmęczona. Chciałam zostać sama. Po około dwudziestu minutach usłyszałam jak doktor wychodzi z sali. Pochrapując udawałam, że śpię, jednak gdy tylko poszedł, odetchnęłam z ulgą. Z przymrużonymi oczami, zauważyłam, że pomieszczenie jest puste. Podniosłam głowę. Myślałam, że zostanę już sama, jednak napotkałam na drodze ten znajomy uśmiech staruszki. Weszła do pomieszczenia z siatką owoców, układając mi je na szafce nocnej.
      — Jak się czujesz? — zapytała po raz kolejny już dzisiaj, ale nadal nie umiałam jej odpowiedzieć na to pytanie. Fizycznie nie czułam się tak źle, ale psychicznie czułam, że się staczam. Nie chciałam by ktoś pytał o to co się wydarzyło. Wstydziłam się tego, że byłam taka słaba i dałam się wykorzystać. Teraz będzie to we mnie żyło, już do końca życia.
Nawet nie zwróciłam uwagi, że staruszka na chwilę wyszła. Zostawiła swoje rzeczy, co oznaczało, że jeszcze tu wróci. Zdąrzyłam w tym czasie Znowu się zamyślić. Gdy to robięskupiam się tylko na tym. Wszystko dookoła nie jest w tym czasie ważne. Jestem tylko ja i moje myśli.
      Z powrotem ułożyłam się na łóżku i skuliłam w kłębek. Cisza i samotność to teraz nowa ja. Odwaga zniknęła, a razem z nią siła, a przeżyłam w życiu więcej niż nie jeden dorosły człowiek.



" Znowu poczułam ten zapach. Tą woń alkoholu. Nawet nie musiałam wchodzić do środka.
— Nienawidzę was — krzyknęłam, a po domu rozeszło się echo, która przyćmiła głośna muzyka. "



Wróciłam do rzeczywistości, gdy starsza kobieta mignęła mi przed oczami.
      — Aniołku... — zaczęła, a ja spotkałam się z jej wzrokiem. Trzymała w dłoniach jakieś kartki, a na zewnątrz stała jakaś niewysoka kobieta w okularach.
         — Wszyscy już wiedzą w jakiej jesteś sytuacji. Tam ci będzie lepiej — powiedziała, cały czas się trzęsąc. 
Doskonale wiedziałam o czym mówi. Chcą mnie wysłać do domu dziecka. Nie pójdę tam! Za żadne skarby. Nie mogą mi tego zrobić. 
W moich oczach wezbrały się łzy.
Cicho zakasłąłam i schowałam się pod pierzyną, udając zmęczenie. Potrzebowałam pomyśleć w samotności.
Usłyszałam skrzypienie drzwi. Staruszka wyszła, Mam szesnaście lat, a przeżyłam więcej niż nie jeden dorosły człowiek. Nie radzę sobie. Czy to tak trudno zrozumieć? Potrzebuję czasu.
      Do końca dnia nie odezwałam się do nikogo. Kobieta również nie pojawiła się więcej w szpitalu. Lekarze co chwila przychodzili sprawdzić jak się czuje, jednak nie zwracałam na nich większej uwagi. Gdy nastał wieczór pielęgniarki zaszyły się w swoim gabinecie, a korytarze stały się niemal opustoszały. Denerwował mnie widok policjanta, który zmienił właśnie swojego poprzednika. Musiałam czekać następną godzinę, czekając aż zamknie powieki i zabierze go stąd Morfeusz. Teraz miałam szansę, żeby stąd uciec. Zostawić za sobą wszystkie problemy. Jeżdli tu zostanę, do końca tego tygodnia wyślą mnie do domu dzoecka. Nie chcę tego.Poradzę sobie. Sama. Wydostałam się z łóżka i postawiłam wychudzone ciało na zimnej podłodze z drewna. Lekko się zatrząsłam. Było mi strasznie zimno, a mój organizm widocznie teraz zaczął się buntować. Nie poddam się. Nie teraz — pomyślałam i podreptałam na palcach do przeszklonych drzwi. Policjant nawet nie drgnął, gdy przechodziłam obok. Obolała dotarłam pod wyjście z oddziału i schodami skierowałam się w stronę wyjścia. Wszyscy ludzie spali, jednak w oddali zauważyłam bladego małego chłopca. Miałam już go ominąć, jednak tknięcie w sercu nie pozwoliło mi na to. Maluch miał może z osiem lat, nie miał włosków. Spojrzałam na oddział, w którym się znajdowałam. Onkologia.
Cicho westchnęłam i podbiegłam do płaczącego chłopca. Dziecko widząc mnie wtuliło się we mnie, mocząc mi całe ubranie.
— Ciii... nie płacz — powiedziałam.
Wiedziałam, że nie mam dużo czasu. Chłopiec nagle wyszarpał się ode mnie i uciekł. Zdezorientowana zauważyłam przez okno, jak jego ojciec na niego krzyczy i biegnie w moim kierunku. Przestraszona dobiegłam do wyjścia i wybiegłam na zewnątrz. Mocny deszcz runął nagle na ziemię, jednak nie powstrzymał mnie. Dobiegłam do bramy, a gdy zauważyłam jadącą karetkę i biegnących lekarzy, schowałam się za krzakami. Nie miałam zbyt dużo siły. Ostatnimi krokami dobiegłam do starej rudery nieopodal szpitala. Chciałam tam przenocować i potem ruszyć dalej. Nie mogłam wrócić do domu. Do tego piekła. Już noc nie jest takie jakie powinno być. Moje życie zniknęło, a ja razem z nim. Przymknęłam lekko powieki i z bólu zasnęłam.

Niall Pov's



Było po dwudziestej pierwszej, a ja dzisiaj ani razu nie wstałem z łóżka. Byłem na siebie zły za ostatnią noc. Obiecałem sobie, że alkohol już nigdy nie będzie mi potrzebny, jednak on wygrał ze mną tę bitwe. Znowu zdążył nade mną zapanować. Jesteś mięczakiem, Niall — pomyślałem.
        Kiedyś alkohol pozwalał mi się odstresować, zapomnieć. Po kolejnym łyku, czułem do siebie wstręt. To nie było normalne, ale dzięki temu dawałem rady zapomnieć o swojej przeszłości, która zostawiła wiele nieodwracalnych ran na mojej psychice.
— Wszystko w porządku? — Do pokoju wtargnęła zdziwiona staruszka.
— Tak, pani Gilbert. Wszystko okej — powiedziałem. Chciałem ją trochę uspokoić. Nie chciałem, żeby się o mnie martwiła. Pani Gilbert wszystko przeżywa podwójnie. 
— Dobranoc, Niall. — Tym razem to pani Gilbert była pierwsza.
— Dobranoc, pani Gilbert.
Uśmiechnąłem się na myśl o staruszce i zasnąłem we wczorajszych ubraniach.
      Z mocnego snu, wyrwał mnie głośny dzwonek telefonu staruszki. Przekręciłem się na drugi bok i zakryłem poduszką, cicho pojękując. Miałem nadzieję, że dźwięki ustaną, jednak ktoś nie ustępował ciągle dobijając się do staruszki.
Zdenerwowany pobiegłem do pokoju pani Gilbert i cicho zastukałem, przed wejściem do środka. Kobieta nawet się nie przebudziła. Miała mocny sen, bo słyszałem jeszcze jej głośne chrapanie. Przykryłem jej rozwaloną kołdrę i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
— Słucham? — zapytałem.
Po drugiej stronie słyszałem czyjś zdyszany głos.
— Mogę poprosić twoją babcię? — uszłyszałem i wyszedłem z pokoju, żeby nie obudzić kobiety.
— Pani Gilbert śpi, mogę w czymś pomóc?
— Bailee Lorens uciekła ze szpitala i może grozić jej niebezpieczeństwo. Gdyby się pojawiła prosimy o kontakt.

Tam, tam, tam... W końcu zaczyna się coś dziać. Chyba dobrze?
Tak w ogóle, to hej, jak tam w szkole? 
Mi od razu w środę zadali wypracowanie. Ehh... No nic.
Za tydzień następny. Może poznacie nowych bohaterów. Kto wie? Haha Tak, uwielbiam spojlerować.
Dziękuję za każdy komentarz.
Do zobaczenia, ludziska.
Wytrzymania na lekcjach.
Buziaki, Ola. :*
Theme by violette